wtorek, 19 sierpnia 2014

Nawyki, podświadomość, prawda.



Dziś jest wyjątkowy dzień. Warto tą datę przypomnieć nie tylko z mojego punktu widzenia, ale także i Japońskiego. Bowiem 69 lat temu, miesiąca 8-go, dnia 6-go Amerykanie zrzucili bombę atomową na Hiroszimę. To co się wówczas stało było straszniejsze niż straszne. Nie mogę się wymądrzać, bo nie widziałem tego, jedynie się domyślam, choć i tak to o wiele straszniejsze, niżeli wszystko inne na świecie. Zapewne nie napisałbym o tym, gdyby i w moim życiu coś się wtedy nie stało. Mianowicie tegoż dnia, ale innego roku, jak się domyślasz, skończyłem pracę lub był to ostatni dzień” tyrki” w hali nr. 18 tokijskiego więzienia.

czwartek, 24 lipca 2014

Centrum Emigracyjne



Na 65% kary spotkałem się z oficerem emigracyjnym i wiedziałem, że mój czas już jest bliski, by opuścić Fuczu. Dokładnie miesiąc później skończyłem pracę w faktorce 18-stej, dokładnie w dzień wybuchu bomby atomowej na Hiroszimie. Po paru dniach spokojnego oczekiwania do celi przyszedł klawisz i kazał zabrać co moje i pójść za nim. Jak to było na początku i teraz poszedłem do pokoju, w którym przeszło rok temu wszystko musiałem zdać. Ubrałem się w rzeczy, w których byłem na włamaniu i czekałem jakby w konfesjonale na transport do budynku emigracyjnego, który również znajdował się w Tokio.

poniedziałek, 5 maja 2014

Więzienie „Fuczu” w Tokio.



Po kilku godzinnej jeździe oczom moim ukazała się wreszcie brama wjazdowa największego więzienia Japonii – „Fuczu”. Skończyła się „sielanka” zwiedzania, prowizorycznej ucieczki myślowej z więzienia i tych wszystkich reguł i zasad, których strażnicy – jakby pod groźbą śmierci – wypełniali. Miałem paro godzinne psychiczne „wakacje” od tego chorego zachowania i rygoru. Już po pobycie w Niigacie miałem dość, a tu jeszcze ma być podobno gorzej – tak mówił gliniarz na przesłuchaniu. Po tym jak wykrakał nasz wyrok, jakoś bardziej zacząłem wierzyć jego słowom.

wtorek, 25 marca 2014

Przejściowe więzienie w Niigata.




Po tym ciężkim i samotnym czasie spędzonym na posterunku policji nadszedł moment wyprowadzki. Jako doświadczony jumak spodziewałem się kolejności zdarzeń. Tak więc opuściłem miejsce swojego tymczasowego zakwaterowania i dojechaliśmy do więzienia w tym samym mieście. Było to już – jak to powiem – regularne więzienie. Jak to już wiele razy w moim życiu było, wjazd, – czyli ogromna żelazna brama i procedura zbliżona jak w Europie. Wyjście z samochodu i kierunek – jakby do zameldowania. Tam w wielkiej kopercie znajdowały się moje rzeczy osobiste, które to policjant przekazał strażnikowi więziennemu. Ten zaczął spisywać coś na karcie – pewnie karta więźnia. Po tym zabiegu jakiś więzień pracujący tam przyniósł mi rzeczy więzienne, bo widzieli, że nie mam nic poza tym, co na sobie. Nie pamiętam dziś już dokładnie, czy mogłem mieć też swoje rzeczy. Ale to akurat nie zmieniało mojego położenia. Po jakiś 20- 30 minutach zostałem odprowadzony na jedno z pięter, gdzie po jednej i drugiej stronie znajdowały się pojedyncze cele. Były to już takie typowe cele do odbywania kary, choć akurat to piętro było jedynie dla osób czekających na dalszy transport.

czwartek, 13 marca 2014

Posterunek Policji Niigata




Posterunek policji w Niigata - jako wielkość i ilość pomieszczeń, nie jest mi po dziś dzień znana. Nie pamiętam wejścia, ani kształtu budynku. Mogę się jedynie domyśleć, że jest to prostokąt, jak w większość tego typu budynków w Japonii i na świecie. Intensywność przemyśleń nie pozwoliła mi na uchwycenie tych szczegółów. Jedne co pamiętam, to korytarz i na końcu drzwi metalowe ze szybą na wysokości twarzy. Pamiętam, że swoje ubranie mogłem zatrzymać, ale była to jedyna odzież jaką posiadałem i musieli dać mi zastępcze rzeczy. Dostałem wszystko tzn.: szare drelichy na krótki rękaw, koszulkę, majtki koloru białego i klapki. Ale zanim to się stało, najpierw wzięli mnie na przesłuchanie.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Nosił wilk kilka…


Minęły prawie trzy miesiące od daty przylotu mojego wspólnika do Japonii. I za kilka dni zbliżał się czas końca ważności jego wizy. Siedząc w domu snuliśmy plany dalszego naszego jumackiego życia. Pomysłów jak zwykle mieliśmy bez liku. Wspólas cieszył się, że niedługo będzie w domu z żoną i synem. Patrzył wstecz i rozmyślał o tym, że dość szybko przeleciał ten kwartał. Zazdrościłem mu tego, ale mnie czekał jeszcze miesiąc i to sam na sam z dwoma Ali. Wiedziałem, że jakoś sobie poradzę i nie dam „plamy”. Choć bez niego jakoś to nie będzie już to samo.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Czas wolny i Juma.


Wróciwszy z Tokio zaczynaliśmy jakby wszystko od nowa, jakby nas tam nigdy nie było i jakby już nic nam nie zagrażało. Wszystko niby w mieście i mieszkaniu było po staremu, ale samopoczucie mieliśmy lepsze, co dawało nam chęci do dalszych działań. Gdy Alego nie było, bo jeździł za robotą dla nas, to mnie krew zalewała, że nic się nie dzieje. Nie znaczy to, że chciałem codziennie gdzieś się włamywać, ale będąc jumaczem z krwi i kości ciężko było mi usiedzieć na miejscu. Wolałem wyjść gdziekolwiek i sobie najumać czegoś, a przy tym pozwiedzać okolicę – to samo co robiłem w Niemczech, tyle tylko, że nie hurtowo.