czwartek, 13 marca 2014

Posterunek Policji Niigata




Posterunek policji w Niigata - jako wielkość i ilość pomieszczeń, nie jest mi po dziś dzień znana. Nie pamiętam wejścia, ani kształtu budynku. Mogę się jedynie domyśleć, że jest to prostokąt, jak w większość tego typu budynków w Japonii i na świecie. Intensywność przemyśleń nie pozwoliła mi na uchwycenie tych szczegółów. Jedne co pamiętam, to korytarz i na końcu drzwi metalowe ze szybą na wysokości twarzy. Pamiętam, że swoje ubranie mogłem zatrzymać, ale była to jedyna odzież jaką posiadałem i musieli dać mi zastępcze rzeczy. Dostałem wszystko tzn.: szare drelichy na krótki rękaw, koszulkę, majtki koloru białego i klapki. Ale zanim to się stało, najpierw wzięli mnie na przesłuchanie.
Próbowali dowiedzieć się wszystkiego, co tylko możliwe. Skąd, po co, z kim i gdzie mieszkaliśmy. Udawałem głupka, że nie wiem gdzie i, że przyjechaliśmy na mistrzostwa świata w piłce nożnej – „Korea – Japonia 2002” i… tak w ogóle po co mnie tu przywieźli, przecież ja niczego złego nie zrobiłem. Starałem się grać na zwłokę i zobaczyć ich decyzję. Jeśli mnie zatrzymają, to znak, że będą dalsze przesłuchania i, że chcą abym zaczął gadać o wspólnikach i włamaniu, ale z własnej woli. Zadawali pytania przez cały dzień, bo wiedzieli, że nie spałem już dwa dni, a i nockę miałem pracowitą. Chcieli bazować na zmęczeniu. Wytrzymałem to wszystko i niczego nowego się nie dowiedzieli. Sypałem im wymyślone historie prosto z rękawa, a oni to skrzętnie pisali. Zostałem przydzielony do jednego z oficerów śledczo – prowadzących, który tylko on się mną zajmował. Pisał, przyglądał mi się i mrużył oczy, myśląc, że mnie to przestraszy. Niewiedział natomiast najważniejszego , że dopiero co wyszedłem z polskiego więzienia i to na przepustkę i, że mam bardzo dobre przygotowanie w tego typu przesłuchaniach. Choć to, które prowadził policjant w Polsce jest jak krótka reklama przed pełnometrażowym japońskim dwugodzinnym filmie. Nie spodziewałem się takiego prowadzenia śledztwa, ale na strachy mnie nie mogli już wziąć. Jedynie należało to cierpliwie wytrzymać, nie pokazując tego po sobie, choć w środku tak się gotowałem, że wyskoczyłbym z kratami przez okno. Do tego okno szeroko otwarte, z widokiem na ulicę i okropny upał. Tak więc po odbyciu swojej służby „gliniarz” niestety musiał mi dać spokój i odprowadzić do celi. Zauważył natomiast, że nie jestem łatwym orzechem do zgryzienia. Nie pokazywał co prawda tego po sobie, ale on nie wiedział, że ja to widzę w jego oczach. Jego skośne gały podjęły wyzwanie i wzrok jego wyraźnie mówił – ja tu przyjdę i jeszcze zobaczymy. Tą malutką bitewkę przeżyłem, choć na tyle pytań w jeden dzień, nie odpowiedziałem na wszystkich razem wziętych komisariatach w całej mojej przestępczej karierze. Doprowadzili mnie do tychże drzwi i wszedłem. Tam odebrał mnie jakiś policjant, ale tym razem był już w mundurze. Jak już napisałem moje doświadczenia z Polski i Europy ni jak miały się do tego co tam zobaczyłem i przeżyłem. A więc było to pomieszczenie półokrągłe na którego środku pod ścianą na podeście siedział policjant i wszystko obserwował.  Cele wyglądały bardziej jak klatki dla psów, choć czyste. Gołe ściany, na podłodze tatami, bez łóżka, krzesła i stolika. Dosłownie nic!, no tak toaleta, jeśli mogę tak to nazwać, po prostu kibel na tzw. narciarza, bez kranu i umywalki wielkości metr na metr. Cała zaś cela miała wielkość 2 metry na 4 metry. Pościeli i półek brak. Pomyślałem to ci trafiłem. Siedziało paru „gości”, ale jak chciałem nawiązać jakiś kontakt, to policjant pokazywał, abym był cicho i nic nie mówił, że nie wolno z nikim się kontaktować. No ładnie, nie dość, że tamci mogą nie rozumieć angielskiego, to jeszcze nie mogę nic mówić. O co tu chodzi?  No trudno, gadać nie musiałem, ale ta cisza i wyczekiwanie męczyły mnie. Brek telewizji i radia. Czy to już jest odbywanie kary? Przecież jeszcze mnie nie skazali. Nawet nie powiedzieli za co mnie zamykają. Dostałem skromny obiad i dalej siedzenie na ziemi. Potem przyszła kolacja i to też skromna. Jakież bułeczki z pobliskiego sklepu, ale tyle, aby nie być głodnym, ale się nie najeść. Moja dusza „gita”, nie pozwoliła mi pozostawać według tego faktu obojętnie i zacząłem dopytywać się gliniarza o co to chodzi. On nie umiał zbytnio po angielsku, ale starał mi się wytłumaczyć panujące tu zasady, a nie reguły, od których nie ma odstępstw. Byłem głodny i chciałem więcej jedzenia, a on na to, że jutro dostanę kartę z pobliskiego baru i, że będę mógł sobie kupić co będę chciał. Nie wspomniał do tego, że za swoje pieniądze. Miałem ich niewiele z jakieś 100 dolarów, a przypominam, że ceny w Japonii są wysokie. Łatwo się domyśleć na zbyt długo mi nie starczyło. Oczywiście nie miałem tego w celi a w szafce obok policjanta, więc nie mogłem sobie podjadać kiedy chciałem. Nadeszła pierwsza noc i o ściśle określonej godzinie otwierał glinarz cele jedną po drugiej i każdy brał swoje posłanie z wcześniej wyznaczonego miejsca. Był to gruby materac z pościelą i takim wałkiem pod głowę. Zabrałem to szybko i rozłożyłem na podłodze. Położyłem się rozmyślając, analizując i porównując sytuację w jakiej się znalazłem, mając za złe, że się nie wykąpałem po tej całej nocnej robocie i całodziennym przesłuchaniu. No tak, to nie był dzień kąpieli i musiałem czekać do następnego dnia, gdyż kąpiel była 2 razy w tygodniu. Zasnąłem nawet nie wiem kiedy, zapominając o tym gdzie się znajduję.
Przebudzenie było również nagłe jak pogrążenie się w sen. Należy wstać o ściśle określonej rannej godzinie, spakować posłania w kostkę i odłożyć je na miejsce – stąd skąd się uprzedniego dnia wzięło. Nie było więc na czym w czasie dnia poleżeć. Oczywiście wychodząc należało włożyć klapki i po odłożeniu pościeli wrócić, zdjąć klapki powtórnie i na boso wejść do celi. Choćby to miało być pół metra.  Kolejnym codziennym rytuałem była poranna toaleta. Kran ze zlewem znajdował się na ściance pod biurkiem strażnika, bo jak już mówiłem, on siedział na murowanym podwyższeniu. Zawsze w tej samej kolejności i czasie. Gdy już wszyscy się umyli, mogliśmy dostać śniadanie. Śniadanie wyglądało codziennie tak samo, czyli dwie słodkie małe bułeczki z pobliskiego sklepu oraz szklanka zielonej herbaty. Następnie strażnik odbierał kubek i celofan i siadał na swoje miejsce nie wykonując żadnych większych ruchów, jakby był zaprogramowany. Pewnie był, jeśli pracował tam dłużej. I tak czas leciał, aż do czasu przyjścia oficera śledczego. Stawał on w drzwiach wejściowych i wskazywał kogo chce widzieć. Strażnik otwierał kratę i zakuwał człowieka kajdankami, które miały na środku taki sznur grubo przepleciony. Po czym nakładał na to jakby specjalnie do tego przystosowane opakowanie, by zasłonić kajdanki. Policjant chwytał za ten sznur i wyprowadzał mnie z tego pokoju do Sali przesłuchań, które znajdowało się za około 10 metrów. Był to korytarz z pokojami co jakiś czas po lewej stronie. Pomyślałem po ki diabeł tyle się fatygują i zakładają mi to wszystko na nadgarstki skoro za parę metrów był pokój przesłuchań. Miało to zadanie psychologiczne, by od razu człowiekowi się ode chciało tam przebywać ,by zrobić co chcą, aby stamtąd jak najszybciej  wyjść.  Wiedziałem, że mnie to nie dotyczy. Mogłem jedynie robić to, co każą mi robić. Takim sposobem znaleźliśmy się w pokoju  przesłuchań. Pokój mały z jednym biurkiem i dwoma krzesłami. Niczego więcej tam nie było. Na domiar tego okno szeroko otwarte na dwór, z którego widać było szeroką ulicę z panoramą miasta. Przypominam, że to był koniec maja, bardzo ciepło i duszno. Sadzał mnie zawsze z drugiej strony biurka przy ścianie, samemu siedząc przy drzwiach, jakbym miał jakąkolwiek sposobność na udaną ucieczkę. Kolejna śledcza zagrywka. Siadł i patrzył na mnie dość długi czas w zupełnym milczeniu paląc papierosa, zaciągając się przy tym głęboko.  Po czym zaczęło się zadawanie pytań w języku angielskim. Nie mówiłem wówczas zbyt dobrze i w wielu miejscach nie wiedziałem o po prostu o co mu chodzi. Mówiłem, że nie rozumiem, a on, że Europejczycy wszyscy rozmawiają po angielsku. I tak sprzeczałem się z nim, że nie rozumiem i potrzebuję tłumacza, a on swoje, że nie potrzebuję, bo nie mam pieniędzy, a oni nie dają. Pomyślałem sobie, że to jakaś farsa. Chciałem szybko go spławić i wrócić do celi. Niestety nie w Japonii. Tam cię nie wypuszczą z przesłuchania tak łatwo. On pracował od rana do popołudnia i nie zamierzał ruszać się z stamtąd ani na krok. Patrzyłem na niego z politowaniem na początku, że ma pecha i, że źle trafił, bo ode mnie niczego się nie dowie, bo nic nie zrobiłem, i że musieli mnie z kimś pomylić. I w ogóle, co ja tu robię i o co mnie oskarżają. Zabawa trwała do samego południa, to znaczy do obiadu. Następnie procedura była taka sama, czyli kajdanki, szmata na to i za sznurek odprowadził mnie z powrotem.   Strażnik mnie odebrał i czekałem na obiad w swojej celi. Myślałem, że facet ma nieźle chory łeb i, że dobrze, że się to skończyło. Pewnie z braku komunikacji wezwie tłumacza, ale do tego czasu będę miał święty spokój. Przywieźli obiad w wielkim styropianowym pudle. Każdy dostał po dwie miski zupy oraz mięso na ryżu. Porcje nie były zbyt duże i z głodem czekałem się na kolejny posiłek. Po posiłku zbierał wszystko z powrotem do pudła i ktoś je zabierał. Po jakiś 15 minutach otwierają się drzwi i widzę mojego gliniarza, który macha do mnie palcem. No nie!!! Nie wierzę, czego ten typ chce ode mnie, jeśli nie możemy się dogadać!!! Już mnie to wkurzyło i pomyślałem – ja ci pokaże ty żółta pało. Znów tan sam rytuał i patrzenie uważnie na mnie. Tym razem i ja już patrzyłem prosto w jego świńską gębę z takim samym wzrokiem. To było dla niego jak wyzwanie, a które nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Wiedziałem, że tylko go to zdenerwuje i, że już mi nie odpuści. Od początku zaczynał rytuał z papierosem i zadawaniem pytań. Co robię w Niigacie i Japonii i w ogóle co tu robię. To od początku zacząłem mu mówić o Mistrzostwach i autostopie po Japonii. Pytał gdzie mieszkam i z kim, czy sam przyjechałem do Japonii i kiedy.. Setki pytań, na które musiałem póki co znaleźć od razu sensowną odpowiedz. Na szczęście podczas zatrzymania miałem paszport i portfel przy sobie. Odpowiadałem na jego pytania, a on je zapisywał. I tak zleciał cały dzień. Na koniec po całym dniu z wielką łaską jakby nie chciał mnie oddawać pod celę, powiedział, że tu jutro wróci. Ja tylko wzruszyłem ramionami na znak, że mi to zwisa. Nie wiem, czy u nich też ma to takie znaczenie, gdyż jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiedziałem.  Po odprowadzce i zjedzeniu kolacji ( znów dwie małe bułeczki)zacząłem się zastanawiać, czy aby to samo przechodzą moi wspólnicy i gdzie też oni są. Co oni myślą, jakie składają zeznania i nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Jedno co wiedziałem, to to, że nigdy się nie przyznam do innych włamań i, że jedynym wyjściem jest przetrzymanie i poczekanie, aż śledczemu znudzi się tak gra i sam mi powie co mają. Jedna myśl mi się kołowała w głowie, – kiedy to się tak naprawdę skończy. Intensywność przemyśleń nabierała tępa szczególnie wieczorem. Rozmyślałem tak intensywnie, że padałem ze zmęczenia. Tak wiele spraw zaprzątało mi głowę, że nie wiedziałem od czego zacząć. Zawsze w takich sytuacjach prosi się o telefon do domy, by wiedzieli gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Jeszcze jedna myśl mnie wkurzała, że Ali poszedł na „Żywioł” (czyt. wydrę) i że mój wspólas miał za parę dni lot powrotny do kraju i rodziny, który nie dojdzie do skutku. Tak minął dzień pierwszy dzień. Kolejny dzień nie różnił się niczym od poprzedniego. Jednym przyjemnym akcentem była kąpiel, jeśli tak można to nazwać. Jest to małe pomieszczenie z wanną dwa metry na metr z gorącą wodą oraz niskie siedzonko z miską. Nie wiedziałem po co to wszystko i czemu ta wanna jest taka mała, za to głęboka. Nie myśląc długo wlazłem do niej i się normalnie wykąpałem. Ale za którymś razem strażnik przyszedł i objaśnił mi, że należy siedzieć na stołku i polewać się wodą, uprzednio nabraną w miseczkę. I od tego czasu tak też robiłem. Szkoda, że kąpiel była tylko dwa razy w tygodniu, a temperatura latem jest tam wysoka i człowiek poci się strasznie. Tak więc po weekendzie śmierdziałem jak pies z utęsknieniem czekając na kąpiel i nowe czyste rzeczy na zmianę. System przesłuchania się nie zmienił. On swoje, a ja swoje. Gdy nie miał pojęcia jak mnie podejść, bo widział, że z każdym kolejnym dniem nic sobie z tego nie robię, częstował mnie papierosami, kawą i dawał kartkę z długopisem, abym sobie coś porysował. Przyglądał się temu uważnie. Mam zdolności manualne, więc malowałem sobie różne rzeczy zabijając czas i czekając wyjścia pod celę. Przychodził tak ze dwa tygodnie, dzień w dzień po 8 godzin próbując mnie złamać i „zmusić” do mówienia. Jak się domyślasz tej bitwy nie wygrał. Miał stek bzdur i jego śledztwo nie drgnęło nawet ciut do przodu. Oczywiście kosztowało mnie to dużo czasu oraz gry, która jak dotąd jakoś się udawała. Chodziło m.in. o to by drugi Ali miał też czas na wyczyszczenie wszystkiego z naszych domów, gdyby policja wpadła na jakiś trop. Po tych dwóch tygodniach przyszedł śledczy wreszcie z tłumaczką. Była to japonka, starsza pani, z czymś, co mnie zaskoczyło. Mianowicie przyszła w krótkiej koszulce z twarzą Fryderyka Chopina ze specyficznym napisem – everywhere, everyone, everytime – jakoś tak to szło. Taki miły polski akcent w tak odległej krainie. Weszła z gliniarzem – nie przywitała się i nie powiedziała jak się nazywa. Zauważyłem, że została pouczona, co jej wolno i co może mówić. Pewnie nie mogła nic, jedynie dokładnie tłumaczyć. Miałem ich poniekąd w garści, bo policja musiała jej płacić i wiedziałem, że od tego momentu wszystko ruszy do przodu. Po wielu dniach przemyśleń wiedziałem, że nadejdzie czas przyznania się, …ale tylko do tego jednego numeru. I tak też zrobiłem. Od nowa zaczęło się przesłuchiwanie całodniowe z pisaniem wszystkiego od początku. Powiedziałem mu na tyle ile można było, choć on drążył temat dalej. Wreszcie zaczął odkrywać karty i pokazał zdjęcia z innych włamań o podobnym stylu. Widziałem nasze czyny, ale nie pokazywałem po sobie, że mam z tym coś wspólnego. Proponował, bym przyznał się do reszty, to pójdę może do domu lub będzie mniejszy wyrok. Nie przekonał mnie. Pomyślałem, jak samo wyjdzie to trudno, ale ja już się do niczego nie „przypucuję” (przyznam). W między czasie próbowałem nawiązać jakikolwiek kontakt z tłumaczką, lecz ona mnie zbywała. Jak na japonkę, która spędziła kilka lat w Polsce chodząc do szkoły, to mówiła bardzo dobrze. Nie zrezygnowałem z zaczepiania jej i wypytywania o jej życie. Nie wytrzymywała i czasami odpowiadała na moje pytania. Jak tylko gliniarz szedł po kawę dla siebie od razu zasypywałem ją gradem pytań. Bardzo zdawkowo odpowiadała bojąc się, by glina nie słyszał, a może miał nagrywarkę. Spotykaliśmy się przez chyba tydzień i z biegiem czasu wywiedziałem się troszkę o niej, że studiowała w Polsce, że jej inicjały to T.M. i, że zna pisarkę Olgę Tokarczuk. O której to ja nigdy nie słyszałem, bo to juma była moim pisarzem, a nie jakąś książką. Niby niewiele, ale zawsze coś. Wreszcie ktoś, z kim porozmawiam w ojczystym języku, mimo, że miałem go już długo nie usłyszeć. Pewnego dnia zapytała mnie ona - Panie Phil, dlaczego pan nie pisze wierszy? Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, myśląc o co tej babinie chodzi. Zbyłem ją czymś i nie wracaliśmy już do tego tematu. Skończyło się główne dochodzenie tzn. spisanie moich zeznań i tyle ją widziałem. Jakoś żal mi było, że jej już nigdy więcej nie zobaczę. Życie – jak ja to zawsze mówię. Jedna myśl nie dawała mi jednak spokoju, dlaczego ona mnie zapytał a o to pisanie wierszy? Czyżbym miał takie predyspozycję? Czy ona widziała coś, czego ja nie dostrzegałem? Myślałem i myślałem i postanowiłem, że spróbuję coś napisać i sprawdzić, czy miała rację. Oczywiście na materiały piśmiennicze musiałem czekać, aż będą zakupy i sam sobie je kupię. Zacząłem myśleć pewnego dnia, o czym mógłby być tenże wierszyk. I po jakimś czasie zaczęło się samo w myślach coś włączać i linijki zaczęły się w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób układać w całość. Jedynie musiałem to szybko przelać na papier, by nie zapomnieć. I tak, po wydaje mi się, krótkiej chwili miałem go już na kartce papieru. Czytając go wielokrotnie i nie wierząc w to co zrobiłem. Ten wierszyk nosi tytuł  „Wędrowiec”. Dlaczego tak?
 Nie wiem.
                                                                         
                  Wędrowiec
 Szedł wędrowiec 100 lat po świecie                                                          
 Możecie mi wierzyć lub nie, jak chcecie        
  Zmęczony bardzo latami podróży       
 U pięknych osiadłby gór podnóży                                                                                                         Lecz serce jego ciągle gnać chciało                                                                                                   
 Z tego powodu ciało szlochało                                                                                                          
 Tak bardzo ciało spokoju prgnęło                                                                                                   
 Aż zlitowało się serce i również stanęło                                                                                              Wtedy zaś dusza radować się będzie                                                                                                           Gdyż wolna zawita tam wszędzie                                                                                                              Gdzie czas cały podążać pragnęła                                                                                                                 W bezkresną polanę błękitnego nieba                                                                                                         Przez czas pewien tam pozostanie                                                                                                                A gdy się znudzi jej to latanie                                                                                                                       Zejdzie na ziemię z powrotem śmiało                                                                                                       
 By innego wędrowca odnaleźć ciało
                                                                                                                                                                             
To był przełomowy dzień w moim życiu, który rozpoczął nieodkrytą przez długi okres umiejętność pisania najpierw  krótkich wierszyków, aż po tworzenie utworów muzycznych,  do pisania pamiętnika tego lub może książki – jak kto woli. W każdym bądź razie gliniarz męczył mnie jeszcze wiele tygodni, nie odpuszczając nic a nic, ale to ja wygrałem wojnę o swój czas, czyli dalsze życie, o czym opowiem jeszcze w kolejnych rozdziałach. Tak więc spędziłem na policji blisko dwa miesiące w kompletnej ciszy, na przemyśleniach i porównaniach z wymiarem sprawiedliwości w Polsce.  I jedno wiem na pewno, człowiek w ciszy otwiera swój umysł i lepiej postrzega otaczający go świat, układając wszystko w jeden obraz, tą porozsypywaną życiową układankę. Choć dla wielu z nas karą byłby już sam pobyt na posterunku policji tak długo.
Pomimo tego, beznadziejnego stanu próbowałem jakoś pożytkować czas. Nie było to łatwe mając jedynie blok i długopis, który był zabierany na wieczór przed spaniem. A nie zawsze o 21.00 chciało mi się spać i wtedy nachodziła mnie pustka. A nie jestem poetą, by codziennie pisać wiersze. Na koniec tego rozdziału chcę ci opowiedzieć o jednej nieprawdopodobnej sprawie. Codziennie przychodziła jedna gazeta i to tylko w języku japońskim, a mistrzostwa świata w piłkę już się zaczęły. Gazeta ta szła kolejno po celach i każdy miał ją po jakieś 15-20 minut. Mimo, że nic nie rozumiałem z tego pisma – jak ja to mówię „domki i krzaczki”- to i tak ją brałem, by chociaż pooglądać obrazki. I pewnego dnia oglądam ją, a tam rozpiska z tabelką, kto z kim i kiedy gra. Nie myśląc długo wyrwałem tą kartkę i zgiętą w mały kwadracik schowałem do ubikacji. Bo muszę tu powiedzieć, że mimo iż niczego nie mieliśmy w celi to i tak codziennie było przeszukanie jej. Mogłem schować tą kartkę pod tatami, ale było to zbyt oczywiste, a do kibla nie każdy chce ręce wsadzać. Miałem cichą nadzieję, że może się nie zorientują. Oddałem ją i kolejną osobą był facet z japońskiej mafii – Jakuzy. Po około 5 minutach woła strażnika i mówi, że brakuje jednej strony. Gliniarz przejrzał ją i od razu wrócił do mnie i pyta gdzie ona jest. Ja ze zdziwieniem, że nie wiem. Myślałem o tym, czy znajdą ją i jakie będą tego konsekwencje. Gorzej już być przecież nie mogło Popytał reszty osadzonych i nic. Więc zadzwonił po kilku gliniarzy i kazali mi wyjść przed kratę, a sami zabrali się do trzepania celi. Z twarzą bez emocji przyglądałem się co robią i gdzie szukają. Obmacywali ściany, wynieśli tatami, które leżały na podłodze i nic. Potem poszli do kibla i tam także buszowali przez parę minut. Poukładali wszystko na miejsce i wyszli patrząc na mnie z podejrzliwością. Wróciłem i usiadłem na ziemi jakby nigdy nic, myśląc o całym tym zajściu i o tym, po co mi to, jak jest to rozpiska w języku japońskim. Ale trudno jak już jest, to muszę coś z tym zrobić. I tak po 21-szej jak wszyscy szli spać, ja wyjmowałem ją i studiowałem drużyny ( ich japońskie nazwy), po czym pytałem gliniarza oraz pisząc na ręce te znaczki on mi mówił nazwę zespołu. Nie mogłem mieć niczego pod celą, więc na jednym z przesłuchań jumnąłem śledczemu długopis i patrząc prosto w jego oczy  wyjąłem z niego wkład pod stołem oddając mu niepostrzeżenie sam długopis. Złamałem go w pół, aby mieć jak schować i tym oto sposobem miałem coś do pisania na stałe w celi. Chciałbym widzieć jego minę kiedy zobaczył brak wkładu. Polak potrafi.  I tym oto sposobem pod japońskimi nazwami napisałem polskie. Codziennie wypytywałem klawisza o tłumaczenie,  wpisując w gazetę kolejne zespoły, kto z kim grał i wynik. I tak oto doszedłem do końca mistrzostw wraz w wypełnioną tabelę rozgrywek, którą mam w domu po dziś dzień. 

             Pewnie się zastanawiasz po co o tym wszystkim piszę, ano po to, aby pokazać ci, jak pomimo beznadziejnej sytuacji można znaleźć sposób do kreatywnego myślenia. Do zdobywania szczytów, które wydają się nieosiągalne. Jakie człowiek ma niespożyte pokłady kreatywności i pomysłowości w sobie, o których nie ma bladego pojęcia. Nie było to niczym nadzwyczajnym, ale analogicznie możemy ubrać to do sytuacji życiowych, które są czasami tak wielkie w naszych wyobrażeniach, aż niemożliwe w realizacji. A jednak należy podejmować ryzyko, by jeśli nie na zawsze, choć na chwilę zmienić coś w naszym życiu. Niech się nie udaje sto, tysiąc, milion razy. Ale przychodzi moment, że nie wiedząc, czemu wszystko zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jak to się dzieje? – nie pytaj mnie. Ten skrawek papieru uświadamia mnie jak ważna jest konsekwencja i nie poddawanie się. Ten kawałek kartki jest jak wielkie dzieło, w które włożono ogrom pracy, no i codzienną konsekwencję, która towarzyszy Japończykom od momentu ich narodzin. Dlatego oni są tak dobrzy w wieku dziedzinach, bo konsekwencję mają w naturze i nigdy nie odpuszczają. Czego i tobie szczerze życzę.

                                                                                                                                                                                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz