poniedziałek, 10 lutego 2014

Nosił wilk kilka…


Minęły prawie trzy miesiące od daty przylotu mojego wspólnika do Japonii. I za kilka dni zbliżał się czas końca ważności jego wizy. Siedząc w domu snuliśmy plany dalszego naszego jumackiego życia. Pomysłów jak zwykle mieliśmy bez liku. Wspólas cieszył się, że niedługo będzie w domu z żoną i synem. Patrzył wstecz i rozmyślał o tym, że dość szybko przeleciał ten kwartał. Zazdrościłem mu tego, ale mnie czekał jeszcze miesiąc i to sam na sam z dwoma Ali. Wiedziałem, że jakoś sobie poradzę i nie dam „plamy”. Choć bez niego jakoś to nie będzie już to samo.
Ale co tam. Ali widząc to zaczął intensywniej szukać kolejnego skoku. Nie podobało mi się to, taka akcja na szybkiego, bo jeden z nas musi wylecieć. Ali widział moje nieukrywane niezadowolenie i widziałem, że nie pasuje mu moja postawa. Był w lepszej komitywie ze wspólasem niżeli ze mną. Ja pokazywałem od razu co myślę o pewnych sprawach, a wspólas łagodził to i czasem nawet usprawiedliwiał. Powiedział, że chciałby zrobić przed samym wyjazdem jeszcze jeden sklep i, że potem odpuścimy na jakiś czas. Wiedział, że bez niego nie będzie już jak wcześniej i należy zrobić skok i czekać. Pod pewnym względem mi to pasowało, bo byśmy nie robili niczego poza jakąś drobną jumką. Ale ten pośpiech nie do końca mnie satysfakcjonował. Po wyjściu Alego rozmawialiśmy długo o tym i zdecydowaliśmy jak Ali chciał. Ostatni wypad i wspólas opuszcza Japonię. Tym razem mieliśmy jechać gdzieś dalej. Jego wybór padł na miasto Niigata, po drugiej stronie wyspy Honsiu. Miasto leży w środkowej części prefektury nad Morzem Japońskim przez miasto przepływa rzeka Shinano (najdłuższa rzeka w Japonii – dł. 367 km). Obszar 726,1 km kwadratowego z liczbą ludności ponad 812 tyś., co daje średnio 1120 osób na kilometr kwadratowy. Pierwszy urząd miasta powstał w 1889 roku. Klub piłkarski Albirex Niigata grający na Niigata Stadium. To tylko kilka podstawowych wiadomości zaczerpniętych z internetu, bo nie udało mi się go dokładnie zwiedzić.
Przygotowaliśmy się do wyjazdu i ruszyliśmy do miejsca „przeznaczenia” w przenośni i dosłownie. Jechaliśmy przez parę godzin zwiedzając piękno Japonii. Podczas postoju zauważyłem jakiegoś obieżyświata i to mężczyznę koloru białego, co mnie zainteresowało, co on tu robi i co go tu przyniosło. Podszedłem i zagadałem do niego po angielsku. Nie miał problemu z wysławianiem się w tymże języku, choć okazał się Niemcem. Dlaczego o tym piszę w ten sposób, gdyż z Niemcami dogadać się w innym języku jak niemiecki jest ciężko. Najbardziej to widać jednak w samych Niemczech. Ja do moich niemieckich kolegów po dziś dzień mówię, że dobrze, że chociaż po niemiecku potrafią, bo byśmy się nie dogadali. Hehe, denerwują się na mnie. Ale to na marginesie. Facet okazał się prawdziwą „po-wsi- girą- światową”. Zwiedzał świat, a jego cały dobytek to plecak. Wyglądał bardziej jak ktoś, kto przed chwilką zszedł z Mont Everestu i nie zdążył się ani ogolić ani umyć. Jeździł po świecie za olimpiadami dla niepełnosprawnych. Pomimo okropnego smrodu, wzięliśmy go do auta i podwieźliśmy kilkadziesiąt kilometrów dalej. Jego niesamowita pasja i dążenie do celu nie pozwoliła nam pozostać wobec niego obojętnie. Dojechaliśmy na miejsce i od razu poszliśmy do restauracji coś zjeść. Ali wspomniał o tym, że w mieście Niigata sprzedają najlepszy ryż na świecie. Nie znam się na ryżu, ale wyglądał i smakował niebiańsko.
Nastał wieczór i należało powoli myśleć o kolejnym zadaniu. Pojechaliśmy pod obiekt i jak to zwykle bywało obchodziliśmy go dookoła, oglądając dokładnie. Całą relację układu sklepu wewnątrz zawsze zdawał Ali i to on jakby był mózgiem wejścia. My jako grupa „uderzeniowa” byliśmy bardziej od znalezienia najlepszego sposobu no otworzenie go. Doszliśmy do konsensusu, zrobiliśmy podział ról i zabraliśmy się do działań. Sam obiekt znajdował się niedaleko domków jednorodzinnych, choć nie aż tak blisko, jak to miało czasem miejsce. Podjęliśmy decyzję o wejściu od tyłu, choć nie było tam żadnego wejścia, czy okna. Po prostu wielka, goła, twarda ściana. Mieliśmy i na to sposób, lecz już nie tak cichy i krótkotrwały jak poprzednio. Poszliśmy w troje z Alim, zaś drugi Ali siedział w samochodzie – jakby na czatach. Doprowadziliśmy prąd pod budynek i zaczęliśmy wycinać ogromną dziurę. Ściana była tak twarda, że szło to naprawdę bardzo powoli, robiąc ogromny hałas. Po kilkudziesięciu sekundach odeszliśmy zobaczyć, czy kogoś uwagi to nie zwraca i obgadać, czy to ma sens. Nikt się nie zainteresował hukiem, więc Ali nie chciał już go odpuszczać. Jak zaczęliśmy ciąć o 23.00, to dziura była gotowa dopiero wczesnym rankiem. Wiedzieliśmy, że potem to już dwie minuty i nas nie ma. Do otwarcia sklepu mieliśmy dość czasu, choć słońce wzeszło na dobre i było wszystko widać. Przez tyle godzin cięcia nie przeszkadzał mi hałas i strach minął, jakbym był na budowie, a nie na włamaniu. Jakbym grał scenę w filmie kryminalnym, bez strachu, z pełnym zaangażowaniem. Najgorsze było to, i zarazem trwało cholernie długo, że ściana w tym miejscu była podwójna i na dodatek przylegały do niej półki wraz z towarem. Były to drogie torebki damskie, które były nam zbyteczne. Nie po to tu przyjechaliśmy. Diamenty, platyna, złoto i droga biżuteria damska i męska sprawiała, że były one bezwartościowymi bublami. Gdy zaczęliśmy torować sobie drogę wyrzucając te torebki przed sklep na ziemię, policja już czekała. Wszedł Ali jako pierwszy, ja za nim i nagle rozległ się sygnał syreny oraz odgłos biegnących policjantów z gwizdkami w ustach. Nie czekaliśmy i zaczęliśmy wychodzić na zewnątrz i po prostu uciekać. Pomimo szarpaniny z początku i kilku pał na plecy, udało mi się wyrwać i polecieć w stronę wspólnika. Ali z tego co dobrze pamiętam już leżał pod kilkoma gliniarzami. Całe życie uprawiałem sport i to pozwoliło mi na szybkie wyrwanie się z rąk gliniarzy i odbiegnięcie na sporą odległość, doganiając mojego wspólasa. Złączyłem się z nim i obejrzałem się do tyłu, a tam ze czterech leciało na nas. Ja przyspieszałem mówiąc – dawaj, dawaj, szybciej i zaczynałem powoli odbiegać w przód. Po chwili znów się oglądnąłem i widziałem zmniejszającą się odległość pomiędzy glinami a wspólasem. Wróciłem do niego mówiąc, żeby się zbierał, on –żebym sam leciał, bo już nie ma siły. To była jak na razie najtrudniejsza decyzja mojego życia. Nie wiedziałem jak mam mu pomóc i powstrzymać pędzących policjantów. Spojrzałem na niego i nie wiem co czułem, bo trwało to ułamki sekund. Odwróciłem się i z siłą sprintera pobiegłem przed siebie, byle do zabudowań, słysząc za sobą jedynie jęki wspólasa bitego „pałami” przez japońską policję.
Biegłem obok rzeki i różne myśli kłębiły mi się w głowie. Jak i którędy uciekać, czy wejść do wody w szuwary, czy uciekać jak najdalej. Postanowiłem biec ile mam sił, zostawiając to pechowe miejsce jak najdalej za sobą. Biegłem spoglądając co jakiś czas za siebie. Nie widziałem już nikogo więcej, choć instynkt podpowiadał mi, że zło gdzieś się czai i pewnie szukają wszędzie. Przebiegłem przez most i skierowałem się w blokowiska, – jeśli można to tak nazwać. Nie miałem pojęcia gdzie jestem i gdzie mam się udać, by się schować lub wmieszać w tłum. Nagle wjechał jakiś typek na skuterze, wyglądający jak ochroniarz ze sklepu nie jak policjant. Spojrzał na mnie raz, zrobił kółko i odjechał. Na początku miałem wrażenie, że już po mnie, ale nie. Odjechał i już go nie widziałem. Pomyślałem, że może nie jest to ktoś, co by coś chciał ode mnie. I poszedłem dalej do miasta myśląc, że nie wiem jeszcze jak dojechać i za co do Mito. Ale chociaż byłem na wolności. I to było najważniejsze. Poszedłem do parku i tak rozmyślając co dalej, znów przejechał podobny facet na skuterze. Byłem już dość daleko od miejsca wpadki i nie robiło to już na mnie większego zaniepokojenia. Myślałem, że miasto duże, a takich jak on i to na skuterach jest wszędzie bardzo wielu. Może po prostu poczułem się bezpieczniej i nie chciałem nagle zrywać się do ucieczki. Po tych wszystkich doświadczeniach zdobytych do tej pory, wiedziałem jak ciężki może być powrót do Mito. Podróżowanie po Japonii bez biletu nie wchodzi praktycznie w rachubę. Auto stopem można, tylko nie ma gwarancji jak długo to potrwa, ale wiedziałem, że jak Niemiec może to i ja mogę. Choć wiedziałem, że policja tam na pewno będzie szukać. Doświadczenia zebrane na terenie Niemiec dały mi tego obraz, bo po parkingach autostrad niemieckich jeździ bardzo dużo policji i tajnej policji. Więc jak coś robicie to nie stawajcie na parkingach, ani na nich nie śpijcie. Zjedzcie na jakiś parking do miasta, na osiedle, czy gdziekolwiek, gdzie nie będziecie podejrzewani o to, że coś macie za paznokciami. I tak idąc po mieście szukałem sklepu z mapami i kimś, kto mógłby mi pomóc skierować się w stronę Tokio i pokazać gdzie aktualnie się znajduję. Wszedłem do jednego "żółtka" i zapytałem, czy mówi po angielsku. Coś tam „dukał” i nawet go rozumiałem. Zapytałem czy ma mapę i czy mogę z niej skorzystać. Jak zawsze - mili i pomocni. Zapytałem go gdzie, co i jak. Odpowiadał do momentu, gdy nie podniósł słuchawki telefonu i nie usłyszał coś strasznego. Schował się natychmiast pod blat jak przy napadzie na bank i uważnie słuchał zerkając na mnie spode łba. Nie zrozumiałem jego reakcji i strasznie mnie to zdziwiło co on robi. Po tym telefonie wstał jakby nigdy nic, ale z lekkim przestraszeniem na twarzy, dał mi tą mapę i pokazał kierunek, w którym powinienem się udać, kłaniając się nisko w pas. Podziękowałem i poszedłem w pokazanym mi kierunku. Nie dziwiłem się długo, gdyż tan kraj i ludzie zaskakiwali mnie już wielokrotnie. Szedłem dość długo i zobaczyłem wreszcie autostradę, prawdopodobnie do Tokio. Pod nią był tunel, w którym stał samochód z dwoma typami. Co mnie to – pomyślałem i podchodząc do nich zapytali mnie, czego szukam tu i co tu robię. Wyjaśniłem im szczątkowo, że szukam trasy do Tokio i, że odłączyłem się od grupy jadącej na mecze mistrzostw świata i, że nie mam pieniędzy na powrót i idę na „stopa”. Powiedzieli, że to jeszcze kawałek i mnie chętnie podwiozą. Wsiadłem do tyłu, gdyż był to samochód dwu drzwiowy i pojechaliśmy dalej, a ja „sprzedawałem” im swoją bajeczkę wymyśloną na poczekaniu. Jak usłyszeli dokąd się chcę udać, to po paru minutach stwierdzili, że nie ma co mnie wolno puszczać i pokazali mi odznaki policyjne. Tak skończyła się moja podróż, gdyż była to grupa śledczych. Zdawali sobie sprawę, że do Tokio mnie nie będą śledzić, więc czas było zakończyć tą maskaradę. Jak się pewnie domyślasz, ten typ ze sklepu po prostu rozmawiał z policjantem i dlatego tak się zachował, co doszło do mnie dopiero po zatrzymaniu. Umysł zaczął układać klocki w całość. Zrozumiałem, że szli za mną krok w krok, by dowiedzieć się gdzie mieszkam i od razu sprawdzić, kto tam jeszcze jest i zebrać materiał dowodowy w przypadku jakiś innych przestępstw i osób. Niestety nie dowiedzieli się niczego, co byłoby prawdą i musieli mnie zabrać na przesłuchanie na policję, bo mojego „kitu” z meczami mistrzostw świata nie chcieli „łyknąć”. Dojechaliśmy na posterunek, ale samego przyjechania nie pamiętam. Myślę, że było spowodowane intensywnym myśleniem, szybkim analizowaniem i wymyśleniu jakiejś konkretnej, wiarygodnej bajki skąd i w jakim celu się tu znalazłem. Jedno co wiedziałem na pewno, to to, że moi wspólnicy na pewno zostali zatrzymani. Ale byłem pewny jeszcze jednego – tego, że nigdy, przenigdy nie przyznamy się do niczego więcej.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz