Po kilku godzinnej jeździe oczom moim ukazała się wreszcie
brama wjazdowa największego więzienia Japonii – „Fuczu”. Skończyła się
„sielanka” zwiedzania, prowizorycznej ucieczki myślowej z więzienia i tych
wszystkich reguł i zasad, których strażnicy – jakby pod groźbą śmierci –
wypełniali. Miałem paro godzinne psychiczne „wakacje” od tego chorego
zachowania i rygoru. Już po pobycie w Niigacie miałem dość, a tu jeszcze ma być
podobno gorzej – tak mówił gliniarz na przesłuchaniu. Po tym jak wykrakał nasz
wyrok, jakoś bardziej zacząłem wierzyć jego słowom.