poniedziałek, 4 marca 2013

Charakterystyka kukacza, kukmena - czyli detektywa sklepowego.






          Jak to w życiu bywa, musi być równowaga w przyrodzie. Tak i w tym przypadku, jeśli jest jumacz, to musi być jego druga strona, czyli „kukmen” -  czyt. detektyw sklepowy. Wyraz kukmen został wymyślony od niemieckiego słowa „gucken” (czyt. kuken) – spoglądać. Zaś druga część „men” – został dodany, aby wskazywał osobę. Czyli kukmen to nic innego jak osoba rozglądająca się po sklepie, pilnująca czegoś, ochrona. Można ich obecnie spotkać w wielu sklepach, nawet w małych miejscowościach, choć w czasach 90 - tych w Polsce ich nie było, tylko na zachodzie Europy. No bo i po co w Polsce, jeśli towaru było jak na lekarstwo, a ocet mógł pilnować się sam. Dziś to zjawisko dotarło na nasze tereny wraz z budową ogromnych centrów handlowych i przyjściem obcego kapitału. Mówię tu o sieciach sklepowych,w których rozrasta się drobna jumka.

          Jumakami są różni ludzie. Od eleganckich osobistości, które wynoszą różnego rodzaju drogie rzeczy, od drogeryjnych (perfumy, kremy, tusze itd.), po bieliznę oraz starsze osoby chowające za pazuchę bądź to kiełbasę, bądź inne artykuły spożywcze by przeżyć.Weszła oczywiście nowa moda tj. przeklejanie cen z tańszych rzeczy, produktów na droższe. Jest to raczej juma „okazjonalna”, że tak powiem. Jednak robiona przez wszystkich, i tych, co czują się jumakami i tych, co do tego nigdy się nie przyznają. Jadąc przy okazji do sklepu ogląda się np. drogą pościel, a przykleja się cenę z tańszego produktu tego samego rodzaju lub po prostu zamienia opakowania. Stało się to niezwykle modne przez naszych ziomali pracujących za zachodnią granicą. Raz nawet widziałem napis po polsku, aby nie zmieniać cen. Musze przyznać, że to troszkę krepujące, ale jak pomyślę, że ja tego nie robię, to mi jakoś lepiej. Nie robię tego, bo jumacz nie musi patrzeć na cenę, gdyż może sobie wziąść to, co chce. Jumacze starają się brać drogie „ fanty”, bo taniznę może nosić każdy. Nie byłoby sensu czaić się na skarpetki za 5 euro, jeśli z boku leży sweterek za 300.
         A więc, aby tego wszystkiego uniknąć sklepy wynajmują detektywów, aby ginęło jak najmniej towaru, bo ginie mimo tego, że oni pilnują. Nie ma takiego ochroniarza, który byłby w stanie upilnować cały towar znajdujący się w sklepie. Jest to po prostu niemożliwe. Jedynie może on zmniejszyć skalę tego procederu. Jest to normalna i opłacalna sprawa - poniekąd. Jeśli mowa jest o uczciwych kukmenach (czyt. detektywach). Bo jeśli nie, to sklep jest w „plecy” (na minusie) jeszcze więcej. Jeśli są uczciwi, to opłaca się im płacić pensje, bo to powoduje, że jumacz wie, że jednak ktoś tu pilnuje. Zdaje sobie dokładnie sprawę z zagrożenia jakie niesie błąd w sztuce. Z drugiej zaś strony jak się wie, który to kukmen, to można i jego obserwować i wynieść upatrzony towar. Robi się to tylko wtedy gdy towar jest drogi i, gdy gra jest warta świeczki. Oczywiście Polak potrafi i obecnie detektywi, ochroniarze są również jumakami i kroją swego „Pana” ile się da. Jest to zjawisko ogólnopolskie. Zresztą, co jakiś czas słyszy się w telewizji, że złapano gang ochroniarzy działających wspólnie z całą obsługą sklepu.
         Ja powiem tak - norma. Nie dziwie się tym osobą, jak pracują za grosze, a ceny są jak za miedzą. To ma im być żal za to co robią? Oczywiście, że nie. Bo pracodawca przecież "legalnie" kradnie ich zarobione pieniądze, wykorzystując ile tylko się da za marne grosze, a cały zysk idzie do jego kieszeni. Płacąc mizerne pensje nakręca jumacką koniunkturę wewnątrz sklepową swoich pracowników.I to on za tą kasę się dobrze bawi na plażach świata, zapominając o paczkach pod choinkę dla dzieci swoich pracowników, kosztujących i tak go po cenie hurtu. Przykre, ale prawdziwe i na domiar tego, wszyscy o tym wiedzą. Zasada jest prosta: jak ty dla nas, tak my dla ciebie.
Przytoczę tu jeden przykład mojego kolegi. Szef jednej z firm działających na terenie województwa zachodniopomorskiego w dobie kryzysu obciął pracownikom po 200 złotych z i tak niskiej wypłaty. Co się potem okazało, kupił sobie w tym czasie piękny jacht. Brak słów.   
Wracając do sprawy drobnej kradzieży, dobrym patentem, aby ominąć to całe zamieszanie jest mieć po prostu swojego człowieka na kasie. To też sprawia, że twój portfel jest pełniejszy. Są kamery, ale i one nie dają rady zobaczyć wszystkiego. Jeden gościu nie jest fizycznie w stanie obserwować od razu 20 - stu kamer. Co zauważyłem.  Często w małych sklepikach są kamery, aby odstraszyć złodziejaszków, lecz często nikt w nie nie patrzy, bo to zwiększa koszty. Na zachodzie nie raz to sprawdzałem. Jest to bardziej chwyt psychologiczny niżeli prewencyjny. Jeśli były lustra weneckie, podchodziłem bezczelnie i zaglądałem w nie sprawdzając, czy ktoś siedzi w środku, bo często tak jest, że nie było nikogo, bo wszyscy rozkładają akurat towar. I wtedy - róbta co chceta!!!
Mając bogate doświadczenie, domyślam się, dlaczego zachodni kukacze są lepsi od naszych. Odpowiedz jest prosta. Bo to nie są stare capy na rentach i emeryturach, którzy nie maja bladego pojęcia o byciu kukmenem. Chodzą po sklepie jak święte krowy w tych swoich uniformach zaglądając perfidnie w koszyk, po czym cię mierzą od stop do głów z miną jakbyś już coś ukradł. Żywe buractwo! i kompletny brak profesjonalizmu. Od razu widać, że tacy polscy kukacze nie mają żadnych kursów jak się zachowywać, by nie deprymować klientów, a skutecznie łapać jumaczy, prawdziwych jumaczy. Prawda jest taka, że oni nie łapią na gorącym uczynku, a tylko przy wyjących bramkach wyjściowych przy kasach.I na nie są sposoby.
Kogo taki gościu może złapać? Babcie lub dziadka z masłem. Ja widziałem prawdziwych kukmenów, których zwykły człowiek tzw. „nie z branży", nigdy nie rozpozna. Po pierwsze. Zachowują się kulturalnie, niby robią zakupy, patrzą na listę zakupów, co mu żona niby dała. Słowem są jak aktorzy, grający pewną, określoną rolę. I taki ktoś ma szanse na złapanie prawdziwego jumacza, przez którego sklep traci poważne pieniądze, a nie swojej mamy czy babci. Ci kukacze nadają na tych samych falach co jumacze, więc jak tylko spojrzą na siebie to od razu wiedzą, co jest co. Oczywiście miałem przypadki, że spotykałem innego jumacza. Wtedy zaczynała się gra pozorów, takie wybadanie stanu gościa. Jumacz czy kukmen, oto jest pytanie. Jeśli jumacz, to nawet jak przy nim schowasz coś, to on uda, że nic nie widział lub po prostu się uśmiechnie. Taki los braci jumackiej. A jeśli jest po drugiej stronie barykady? Ostrożność ponad wszystko, ostrożność to było moje być albo nie być na wolności. Ostrożność było moim życiem tu lub w pierdlu. Nieraz odpuszczałem sobie akcję, choć kusiło strasznie, a potem okazywało się, że to był zwykły wścibski klient. Wiedziałem to po tym, bo przy rezygnacji wychodziłem za nim ze sklepu śledząc go, by zobaczyć kto to jest. Jeśli towar leżał już przygotowany, to podejmowaliśmy decyzję wejścia po raz drugi lub zmianę sklepu. Choć rzadko drugi raz szliśmy do tego samego sklepu. Takie zostawienie przygotowanego towaru również naprowadzało personel na to, że coś się dzieje niedobrego, że ktoś ich strasznie kroi. Bywało tak, że podczas przygotowywania akcji ekspedientka przypadkowo natrafiała na znaczne ilości kosmetyków w dziwnej części sklepu. Należało natychmiast niepostrzeżenie opuścić teren.
          Drugą stroną medalu było to, że jak się powalę to pójdę siedzieć, a kukmen nie. Ale to już każdego indywidualna decyzja. Większość kukmenów na zachodzie to Turcy. Kradną na terenie Niemiec o wiele dłużej niż Polacy i znają się na robocie, choć ich czarne „łby” strasznie się rzucają w oczy. Nasz plus. Będę gdybał, ale wydaje mi się, że część byłych tureckich jumaczy po wielu wpadkach i obawie deportu do kraju postanowiła jakby odpracować niemiecką krzywdę jako kukmen. Polscy jumacze mają więcej honoru, zasad i myślę, że prawdziwych jumaczy nie ma w polskich marketach jako detektywi sklepowi.
A jeśli jacyś są to h.. im w d..e. Amen.
 P.S.
Zawsze byłem po swojej stronie. Dawało mi to kasę, adrenalinę i brak limitu zarobku. A kukmen na pensji, wyżej nie podskoczy i to ciągłe siedzenie w jednym sklepie. Na zachodzie mają niezłą kasę plus dodatki od „łba”, no i rotacje, co daje, tak myślę, jakąś zmianę i możliwości doskonalenia umiejętności, nie wpadaniu w rutynę lub po prostu braku chęci do pracy. Dlatego u nas pilnują emeryci, bo im nie w głowie doskonalenie się, czy choćby wyjazd do innego miasta. W tym wymiarze jesteśmy daleko za prawdziwą Europą.  











2 komentarze: