wtorek, 19 sierpnia 2014

Nawyki, podświadomość, prawda.



Dziś jest wyjątkowy dzień. Warto tą datę przypomnieć nie tylko z mojego punktu widzenia, ale także i Japońskiego. Bowiem 69 lat temu, miesiąca 8-go, dnia 6-go Amerykanie zrzucili bombę atomową na Hiroszimę. To co się wówczas stało było straszniejsze niż straszne. Nie mogę się wymądrzać, bo nie widziałem tego, jedynie się domyślam, choć i tak to o wiele straszniejsze, niżeli wszystko inne na świecie. Zapewne nie napisałbym o tym, gdyby i w moim życiu coś się wtedy nie stało. Mianowicie tegoż dnia, ale innego roku, jak się domyślasz, skończyłem pracę lub był to ostatni dzień” tyrki” w hali nr. 18 tokijskiego więzienia.
Wiem, że nie ma co porównywać, ale tego dnia powoli odchodziła w niepamięć nienawiść do strażników. Ta bomba atomowa, którą miałem w sobie zaczęła stygnąć, by nie doszło do wybuchu. Tak jak wtedy, tak i dziś siedzę sam w wynajętym pokoju gdzieś na wschodzie Niemiec i ogólnie jestem poniekąd w tej samej sytuacji w jakiej byłem w Tokio. Mały pokoik, telewizor, samotność i wielka ochota ucieczki przed tym wszystkim. Tak jak wówczas, tak i teraz chciałbym coś zmienić w swoim życiu, tylko ciągle nie mogę zdecydować 100%-go kierunku swoich działań. Niby nie jest źle, a jednak dusza ciągle szuka i pędzi i pędzi . Mam parę wizji dalszego życia, choć jak to już życie pokazało, zbiegi okoliczności sprawiają, że mijam się ze swoimi wytycznymi. Nie mogę narzekać, ale jakoś chciałbym czegoś więcej, czegoś innego.  To nie oznacza, że jestem miękki lub nie potrafię doprowadzić spraw do końca, nie!. To coś innego. Moja podświadomość od dziecka była programowana w biedzie, potem nadszedł czas jumy i ogromnych pieniędzy, by zakończyć na pracy na etacie. Ktoś mógłby powiedzieć – chłopie, czego ty jeszcze chcesz, przecież ty masz wszystko!. Widocznie nawet jakbym miał wszystko, to i tak byłoby to za mało. Musi być akcja!!!!, a tu jej nie mam. Nawet gdybym wygrał ogromne pieniądze w totka, to zapewne byłyby lepsze zabawki, ale nie byłoby zadowolenia. Moja świadomość ma się dobrze, ale podświadomość jakby się wewnątrz męczyła i chciała czegoś, czego nie wiem. Dlaczego nie może ona powiedzieć wprost! Na głos!. I tu się zawsze zaczyna problem. Wracają gdzieś stare myśli, tylko tym razem nie łudzę się na wielkie pieniądze, no może na wielkie przez małe „w”, ale nie powrót do jumy. Myślę, że tą drogę mam już za sobą.  Choć pewne nawyki zapewne nigdy nie zaginą. A nie chciałbym kusić losu, gdyż okazja czyni złodzieja ze zwykłych ludzi, a co dopiero z jumaka. Zastanawiam się, czy ja nie byłem w jakiś sposób osobą uzależnioną? Czy jeśli będzie okazja, to z niej nie skorzystam? Jak na razie mi się udaje, ale jak nadejdą ciężkie czasy, to nie wiem. I tak też było po wyjściu z japońskiego najpierw więzienia, emigracji jednej i drugiej, kolejnego zatrzymana w kraju na lotnisku. Czy jestem niereformowalny, głupi, ślepy? Czy te wszystkie odsiadki nie nauczyły mnie czegoś? Nawet ten najcięższy rok życia w Fuczu w Tokio? Czy facet mówiący w czterech językach nie potrafi wreszcie znaleźć drogi, którą będzie kroczył do końca swoich dni? Pytań nie ma końca. Jednak jest na to odpowiedz. Jaka? Poczytałem trochę książek i się dowiedziałem, o programowaniu podświadomości. Po prostu mój komputer ma niewłaściwe dane i dlatego nie ma co go winić, że popełnia błędy i myśli w ten, a nie w inny sposób. Po prostu nadszedł czas, by zacząć wkładać do niego dobre dane, a wtedy zacznie prawidłową pracę i da super efekty. Mówię tu ciągle o naszym mózgu, podświadomości,  komputerze, który chce dla nas jak najlepiej, ale jego dane z przeszłości, stare, nie dają żadnych zmian na lepsze. Należy je zastąpić dobrymi danymi. Jakie to proste. Czyż nie? Tak wiele rzeczy robiłem automatycznie, że nawet chyba nie byłem w pełni świadomy tego. To zapewne nazywa się rutyna, która wiele razy zawodzi, bo nam się coś wydaje, a nie jest to prawdą. I to w każdym momencie naszego życia. Dlatego często kroczymy złą drogą, wydaje się nam ona właściwa, a po iluś tam latach widzimy, że wszystko jest nie tak. I ciężko nam się potem przestawić na właściwe tory.
Na urodzinach mojego kolegi z pracy spotkałem gościa, który w rozmowie ze mną wyrażał się gwarą i stylem więziennym. Całkiem miły i w porządku facet. Nie mogłem się nadziwić, że ciągle gada slangiem i wrzuca wyrazy więzienne. Ale co mnie to, może chłopaczyna dopiero co wyszedł z kicia? Wiem, że ciężko się od razu przestawić i zacząć żyć od nowa. Mimo, że słuchałem go przez cała noc myśli moje też uciekały we wspomnieniach w tamtą stronę. Rozumiałem go dokładnie, jego przekaz i formę wyrażania, ale jeden fakt na koniec zabił mnie, zwalił z nóg. Mianowicie zapytałem go wreszcie – ile siedziałeś? I gdzie? On mi na to, że - nigdy nie siedziałem. Jakże musiałem wyglądać ze zdziwioną miną. Patrzyłem na niego i nie wierzyłem w to co powiedział - nie siedziałeś nigdzie? -to po co gadasz innym językiem, aniżeli polskim? - jeżeli jesteśmy w Polsce, a nie za kratami. I widziałem tą konsternację i zastanawianie się nad odpowiedzią. Bo…bo…u mnie na podwórku tak się gada i koledzy mi kazali tylko tak gadać. Acha! Szkoda mi się go zrobiło i zacząłem mu tłumaczyć pewne kwestie, że ja nie chciałem, a musiałem tak mówić, a on nie musi i mówi. Porozmawialiśmy dobrą godzinę i chłopak stwierdził, że mądry ze mnie typ. Nie jestem głupi – tyle wiem – tylko, że ja byłem i mam doświadczenie kryminalne i dlatego w tej materii mogę się wypowiedzieć. Oczywiście jak większość ludzi mam swoje cele i marzenia do których dążę, ale nie wiem, czy na tyle mądry lub sprytny by się spełniły. Pewnie nie wszystkie, ale sama pogoń za królikiem daje wiele satysfakcji. Po czym ten facet już nie chciał iść z nami na dalsze imprezowanie i spokojnie udał się w kierunku domu. Szkoda mi się go zrobiło i miałem nawet wyrzuty, że może mu zbytnio nagadałem. Choć w jego przypadku kolegę wysłucha szybciej niż swoją matkę.  Nie myśl sobie, że chcę nawracać ludzi lub ich resocjalizować, nie. Chciałbym jedynie, aby każdy z nas się zastanowił przez chwilkę i pomyślał nad sobą, nad tym czemu jest tak, a nie inaczej. Gdzie popełniam ciągle te same błędy, choć myśli moje podpowiadają mi zupełnie coś innego. Nie jestem naukowcem, po prostu miałem troszkę więcej czasu od innych, by posiedzieć sam ze sobą i posłuchać swego wnętrza. Wtedy w zupełnej ciszy zaczynał pracować umysł- ten świadomy i ten podświadomy. Świadomie chciałem się zmienić i zacząć wszystko od nowa, lecz podświadomość przenikły inne obrazy. Jest to tak…, powiem kolokwialnie – „jak matka z łobuzem”. Ja już chcę świadomie dobrze dla nas obojga, a bachor swoje. Mam nadzieję, że zrozumiałeś mnie o co mi chodzi. I tak te dwa bieguny walczą ze sobą, do czasu kiedy nie zaczniemy zmieniać podświadomości (bachora), by robił to, co do tej pory tylko z innymi wytycznymi. Podświadomości nie wymażesz, jedynie możesz ją przeprogramować. Brzydko to brzmi, ale to mniej więcej tak wygląda. Bachora trzeba po prostu ustawić, by w przyszłości robił pożyteczne rzeczy. Dalej można być zwariowaną osobą, z ADHD, z masą różnych pomysłów, tylko tym razem jumę można zastąpić pracą, ćpanie spotami ekstremalnymi, a mecze piłkarskie i chlanie…..a to może niech zostanie.
Podam wam fajne, kolejne zdarzenie, które było podczas weekendu w górach. Mianowicie po zakwaterowaniu się i spędzeniu paru rewelacyjnych dni szef pensjonatu zaprosił nas na posiadówkę przy meczu i wypiciu butelki whisky. Nie chciało mi się, bo leżałem już w ciepłym łóżeczku z piwkiem w ręku oglądając meczyk. Dałem się namówić, choć z początku pomyślałem, że szef się nie dopił się i szuka wolnych słuchaczy. Siedliśmy w wielkim salonie, z ogromnym telewizorem i wygodnym wypoczynkiem. Zauważyłem, że szef już z kimś dwie butelki wypił, ale jeśli ma głowę do picia, to niech pije. Bardzo kulturalny starszy pan, gościnny, z szarmanckim podejściem do pensjonariuszy. Jak to bywa na początku rozmawialiśmy o tym, jak tu miło i czysto, że piwko lejesz sobie kiedy chcesz i to osobiście, piękne widoki, fortuna w interesie itd. Jak to na starą gwardię przystało piliśmy w szklaneczkach z odrobiną soku. Nie smakowało to zbytnio, ale byłem gościem, więc nie marudziłem. Po pewnym czasie Pan Rysio zaczął opowiadać o swoim życiu jak to było kiedyś i co miał za biznesy. I tu zaczął wychodzić z Pana Rysia stary Rychu Mafiożnik. Facet miał ze 70 lat i na pierwszy rzut oka wydawał się starym poczciwym typem. Teraz może i był, ale wcześniej? Sieć kantorów, sklepów i do tego burdel. Jak myślisz, kto prowadził takie interesy w latach 90-tych? Myślisz, że wtedy działali ludzie zgodnie z literą prawa? Nie, to był największy czas wałków i przekrętów jakie wydarzyły się w naszym kraju na masową skalę – mówię tu o ludziach, którzy byli obrotni i mieli trochę znajomości, bo dziś i znajomości mogą nie pomóc. Co można nazwać pod słowem „obrotny” – choćby taki, co miał twardy charakter i potrafił innym dać po ryju. To wystarczyło, by zacząć tworzyć swoją enklawę, czy to biznesową, czy kryminalną.  Właśnie w tych czasach powstały niewyobrażalne fortuny i grupy przestępcze. Dlaczego dziś tak ciężko jest coś zarobić, o powstaniu jakiejś, choć małej mafii – to zapomnij. Nie tylko ja to wiedzę, ale widział to jeszcze lepiej Pan Rysio. Zaczął opowiadać co miał i gdzie, jakie były imprezy i kto znany u niego bywał. Wymienił parę znanych nazwisk, o których po dziś dzień się słyszy. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Pan Rysio stawał się innym człowiekiem ze łzami w oczach. Widać było jak mu tego brakuje, oczywiście sił też. Opowiadał to z takim sentymentem, aż widziałem siebie jak przy wódzie podczas wigilijnych spotkań jumaczy opowiadamy historie, które dziś są nieprawdopodobne. Tez sam błysk w oku i…, ale inna łza. I tak słuchając Go przytakiwałem Mu w jeden właściwy sposób. Człowieka, który może nie miał takich pieniędzy jak on, ale jednak człowieka starego interesu, jakikolwiek on wtedy był. Widziałem, że łapiemy wspólny język, choć ja mu nie powiedziałem kim byłem przez długie 15 lat. I tak z szefa pięknego pensjonatu wyszło szydło z worka i pokazało prawdziwe oblicze. Ale to było kiedyś, te wszystkie przekręty, kradzieże, włamania – czarny rynek, szara strefa. Zapomniał wół jak cielęciem był, teraz to jak czarno-biały film z przeszłości. I jak ci się wydaje, czy można człowieka określić po wyglądzie i sposobie mówienia? Lub co gorsza tego co posiada? Oczywiście, że nie. Jak już parę razy mówiłem dobry jumak jest jak aktor grający rolę porządnego człowieka. I większość z nas właśnie taka jest. Z wierzchu cukierkowi, a w środku zgnili. Chodzący do kościoła, obojętnie którego wyznania, a w środku zawistni i zakłamani, korzystający z ukradzionych pieniędzy. Udający porządnych obywateli, o naturze przekręta i złodzieja. Tacy właśnie jesteśmy, tylko ja o tym mówię głośno i się nie oszukuję, a inni wolą udać, że to ich nie dotyczy. Dlatego mi się żyje prościej duchowo jeśli przyznam się sam przed sobą kim tak naprawdę byłem. Nie duszę tego już w sobie, dlatego postanowiłem to opisać. Czy już nigdy nic nie zajumam? Wątpię, ale jestem tego bardziej świadomy, niż miało to miejsce przez ostatnich 15 lat. Także spójrz na siebie i zastanów się- kim ja jestem i czy mam prawo osądzać drugiego. I czy aby ten porządny facet, kobieta są tak naprawdę tacy porządni na jakich wyglądają. Wątpię.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz