Ze wszystkich
biznesów jakie zakładałem, żaden nie dał
mi tyle pieniędzy i satysfakcji co juma. Wiem, że się powtarzam, ale gdy nie znajdę czegoś lepszego, to zawsze będę o tym wspominał. Ruszmy jednak dalej. Zacząłem
stawać się „porządnym człowiekiem”
lub jak kto woli biznesmenem. Wszedłem w interes i dopiero wtedy zobaczyłem
jakie to jest ciężkie w Polsce. Długo pracowałem dziennie i nic z tego
praktycznie nie miałem. Starałem się nie myśleć o jumie, a o wyjeździe na
zachód nie chciałem słyszeć. Z biegiem czasu moja osoba stawała w witrynie
krajowego biznesu i patrzyła na zachodnią stronę z tęsknotą. Zatrzymywałem się
w bezruchu i tak stojąc miałem wizję bycia na jumie. Niewidzialny narkotyk
potrzebujący ciągłego ruchu, adrenaliny i wyzwań, nie zapominając o profitach.
Ale po ostatniej wpadce i odsiadce (kilka lat wcześniej), sąd niemiecki zawieszając
mi karę 6 miesięcy na 2 lata wyraźnie powiedział, że puszczają mnie wcześniej,
ale w razie ponownego wjazdu będę musiał odsiedzieć te 6 miesięcy do końca. Po
tylu latach „leżenia” od razu zgodziłem
się na to. Myślałem, że to już właściwy moment, aby zabrać się za pracę lub biznes w
kraju i dać sobie z jumką święty spokój raz na zawsze. Nie chciałem już mieć
z Niemcami nic wspólnego.
Ten fakt miał miejsce jeszcze przed
przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. I tak w kraju zacząłem próbować
różnych rzeczy i kolegować się nie zawsze z wporządku ludźmi. Po których
pozostała mi tylko zła opinia i 1,5 roku więzienia. Nieważne. I tak w tym
burzliwym okresie próby aklimatyzacji w Polsce nadszedł czas wstąpienia do UE.
Uczucia miałem mieszane. Mimo, że starałem się zapomnieć o jumie, to i tak
kalkulowałem w głowie wszystkie „za”
i „ przeciw” jakby co. Bo jeśli
biznes w krajowym stylu mi nie wyjdzie, to wtedy, by zarabiać w miarę dobre
pieniądze będę musiał niestety wyemigrować.
Dobrym azylem, nie tylko dla mnie, ale całej rzeszy Polaków okazało się
to wejście do Unii Europejskiej. Będzie można wreszcie legalnie pracować za
dobre pieniądze za granicą oraz… brak kontroli na przejściach granicznych. Minusem
zaś, lepsza współpraca obu policji. Minęło już parę dobrych lat od ostatniego
wypadu na jumę i powoli zacząłem wychodzić z wprawy, co jest rzeczą naturalną.
Jednak jazdy na rowerze nie zapomina się nigdy. Zjednoczenie przyszło w dobrym
momencie, bo w Polsce sytuacja na rynku pracy nie była ciekawa. Tak więc w maju
2005 wielu naszych rodaków wyjechało w poszukiwaniu niespełnionych marzeń.
Chodziła wówczas plotka w telewizji, że z wstąpieniem zostaną anulowane
wszystkie zakazy wjazdu do Niemiec – taka amnestia. U nas w telewizji huczało,
ale Niemcy chyba o tym nic nie wiedzieli he he. Teraz to śmieszne, ale wtedy. I
tak ruszyła rzesza Polaków do pracy na zachód przekonana o zniesieniu
wszelakich kar. Niemcy nie zapomnieli krzywdy wyrządzonej przez polskich
jumaczy. I łapali po kolei na granicy wszystkich, co mieli coś za pazurami.
Dziwili się, co się stało, że nagle wszyscy co mieli zakazy wjazdu jadą jakby
nigdy nic. Nie mogli tego zrozumieć. Niestety i ja tak myślałem, przecież
telewizja nie kłamie. Myśl o wypadzie na jumę spadł jak piorun z jasnego
nieba, od razu, automatycznie. Pomysł z pracą w czymkolwiek innym odszedł
od razu na drugi plan. Wraz z moim wspólasem zaczęliśmy znów „latać” na Niemcy z myślą, że naprawdę
wszystko jest anulowane. Przygotowaliśmy wszystko pamiętając, co nas spotykało
wcześniej. Wjeżdżamy na granicę z wielkim biciem serca, ruch rzeczywiście jakby
mniejszy, nikt praktycznie nie sprawdza, jednym słowem „Bingo”!!! Taką ulgę poczułem, że te wszystkie wybryki są już
anulowane. Że to, co mówili w telewizji naprawdę było prawdą. Pojechaliśmy,
naskubaliśmy i spokojnie wróciliśmy. Przy powrocie jedynie Polscy wopiści
sprawdzali wyrywkowo, Niemcy nawet nosa nie wysuwali. I w ten sposób byliśmy ze
trzy razy na jumie w Niemczech. Wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Znów
pojawiły się pieniądze tak jak i kolejny, nowy styl wynoszenia towaru ze
sklepów, który dawał nam nie spotykane możliwości, o wiele większe zyski niż
miało to miejsce do tej pory. Nie szło się nie skusić. Chęć życia i uśmiech wreszcie
powróciły na twarz. Bo ktoś kiedyś
powiedział, że pieniądze szczęścia nie dają. Może temu, co to powiedział – nie,
bo ja jeśli mam ich pod dostatkiem, to spełniam swoje marzenia i jestem
szczęśliwy. Niestety, i tym razem szczęście nie trwało długo. Przy kolejnym
wypadzie niemiecki celnik wziął od nas dokumenty, by sprawdzić je na komputerze
i kazał zjechać na bok. To był moment prawdy, czy mam wjazd na teren Niemiec,
czy nie. Ten sam facet za chwilkę podszedł do nas i poprosił mnie o pójście za
nim do biura. Po wejściu zostałem powiadomiony, że zostaje zatrzymany.
Zdziwiłem się, tłumacząc, że jestem „czysty”,
że mówiono o tym w telewizji. Tak jednak nie było. Te parę miesięcy „wisiały” w niemieckim komputerze Straży
Granicznej. Co oznaczało, że ten wyjazd kończył się dla mnie na samej granicy,
i zostanę przewieziony do miejsca, w którym parę lat temu wychodziłem. Mój
wspólas pojechał dalej i czekał na mój rychły powrót powiedziawszy żonie, co
się stało. Nie tylko ja byłem tym faktem
zdziwiony, żona jak i reszta jumaczy też. Wspólas od razu póścił informacje
reszcie w mieście, że to nie jest tak, jak w telewizji mówiono. Więc następni
zanim wyruszyli na zachód, czy to na jumę, czy do pracy, sprawdzali swoje
dokumenty poprzez adwokatów.
Przewieziono mnie do pobliskiego więzienia i po 2 tygodniach (jak to
kiedyś miało już miejsce) poszedłem w transport, by po tygodniu dotrzeć na
miejsce przeznaczenia. Wspomnę tu krótko, że w dobrze znanym mi więzieniu
praktycznie nic się nie zmieniło. No może tylko to, że było parę „gadzich” awansów. Klawisz, który mnie
przyjmował stanął prosto, po czym zaczął się przedstawiać i objaśniać reguły.
Po czym ja na to – wiem, ja to wszystko wiem i ciebie pamiętam. On do mnie –
właśnie, skądś byłeś mi znajomy. Ostatnim razem jak tam byłem, to z moim kolegą
z Polski poszliśmy obić ryja jednemu Anglikowi i to chyba utkwiło w jego
pamięci. Też się dziwił, że jeszcze mnie tu widzi i nie mógł zrozumieć, że
niczego nie przeskrobałem. To były moje czwarte wakacje w kryminale o systemie
pół-otwartym. Jak to się mówi 50 złodziei pilnowało 3 „gadów”. Więc luz był totalny, ale siedzieć trzeba było. Zanim
jednak tam dotarłem spotkałem całe tabuny zatrzymanych w ten sam sposób
Polaków. Moje problemy do niektórych były śmieszne. Niektórzy wychodzili na
przepustki z Polskiego więzienia i jechali do Niemiec, bądź to po zakupy bądź
po autko, z której wycieczki już nie wracali. A za nie powrót do polskiej puchy
od razu dawano sygnał o poszukiwaniu typa. I jeśli dany gościu wracał nieborak
z Niemiec do Polski, to od razu go wieziono do puchy, z której nie powrócił po
przepustce. Ja osobiście widziałem gościa, który po paru latach polskiego więzienia
pojechał na przepustce do Niemiec, tam został zatrzymany do odbycia reszty kary
– a były to 2 lata. A po powrocie zapewne od razu zabrali go do krajowego
więzienia, by dokończył to, co zaczął, ale tym razem na tzw. „zamku” (czyt. oddział zamknięty) i to
do końca bez przepustek. Z tego względu, że nikt mu nie chciał uwierzyć, że nie
uciekł. Także jak sam widzisz niektórzy mieli jazdę na maxa. Idzie się załamać.
Nie chciało mi się o tym nawet myśleć. Ale widziałem żal w jego oczach. I tak
dojechałem na miejsce, do którego myślałem, że nigdy już nie trafię. Ten sam
kryminał, ten sam dziedziniec, boisko, klawisze. I tak siedząc w tej samej
poczekalni czekałem na przydział pod celę. W celi przejściowej było nawet to
same łóżko co pięć lat wcześniej. Mimo, że nie było do śmiechu to ubawiła mnie
pewna sprawa. Na łóżku tym pięć lat wcześniej wyryłem swoje nazwisko z datą
przybycia. Tym razem nie drapałem niczego od początku, jedynie doskrobałem
koleją datę. Nigdy nie mów nigdy !!! I tak spędziłem kolejne parę miesięcy. Znów
załapałem się na coroczny więzienny festyn ze zdjęciami z okazji przyjścia lata
i czas jakoś zleciał. Po powrocie jak pokazałem fotki i opowiadałem jak tam
teraz jest, mój kolega, którego poznałem z mojej pierwszej wizyty w tamtym
przybytku, „brechtał” ze mnie i
wypytywał o zmiany. Po odsiadce przy wódeczce mogliśmy sobie pogadać i nieraz
pośmiać się i powspominać. Jak to było wiele razy wcześniej wróciłem do domu i
szykowałem się do kolejnych wyjazdów. Tym razem z jednym wyjątkiem. Na swoich
czystych nowiutkich dokumentach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz