Zandvoort
(Holandia) 2008r. - Dzień po święcie kobiet.
Leżę w łóżku, w
wynajętym, obskurnym pokoju, myśląc, co tu dalej ze
sobą
zrobić. Wreszcie nachodzi mnie ochota, by sięgnąć po długopis i
zacząć
opisywać
rzeczy niesamowite, które przez chwile wydają się snem, a nie są.
Chciałem
to napisać już jakiś czas temu i nie mam bladego pojęcia,
dlaczego
tego
nie uczyniłem, choć miałem aż nadto wolnego czasu, by to
spokojnie
zrobić.
Nie wiem i nie to jest tu najważniejsze. Wracam myślami wstecz i
zastanawiam się jak pogodzić miniony czas z tym, co od roku
wykonuje.
Aż
dziw bierze, że pracuje, porostu pracuje w tradycyjny sposób. Nie
mniej ni więcej oznacza to wczesne, ranne wstawanie, długą jazdę
do pracy, w której spędzam średnio dziewięć godzin, powrót
i...wewnętrzną pustkę. Pracuję, bo muszę coś robić, aby
utrzymać rodzinę, lecz gdzieś moja dusza podświadomie mówi mi,
że to nie to czego szukam. Pytanie nasuwa się samo:
Pełnej
odpowiedzi jeszcze nie mam, choć wiem, że mój czas jeszcze
nadejdzie
i spełnię się w każdej dziedzinie swojego życia. To chyba jedno,
co wiem.
Wielu ludzi uważa za
prace to ranne wstawanie do zakładu, wykonywanie tych samych
czynności przez osiem godzin. Potem powrót do domu, obiad, kapcie i
kochaną telewizję. Jakie to proste i ciężkie zarazem. Nie zrozum
mnie źle czytelniku, ale ten niby prosty mechanizm zabija w nas
wszystko to, co mogłoby nas pchnąć dalej w rozwoju, nie tylko
finansowym czy duchowym, ale w każdym z aspektów życia. Dawno temu
ludzie nie siedzieli na miejscu, ciągle czegoś poszukując, czegoś,
co mogłoby dać im lepsze, a zarazem wygodniejsze życie. Nie
przestawali na tym, do czego doszli. Nauczyli się rozpalać ogień,
by móc zjeść coś pieczonego, a i więc lepszego. Próbowali
roślin, z których można zrobić różnego rodzaju naturalne leki.
A
my? Jacy jesteśmy w dzisiejszych czasach? Nie dosyć, że mamy
wygody, to ciągle narzekamy i czekamy, aby ktoś coś nam dał, nie
podejmując wysiłku w zdobycie czegoś samemu. Pomimo tego
wszystkiego co mamy, tych wszystkich wygód, jesteśmy tak
nieporadni, a przy tym idącymi na łatwiznę. Jesteśmy bardziej
bezradni, niż ludzie żyjący długo przed nami. Czy to nie jest
zadziwiające? Jest, ale kto ma czas nad tym wszystkim myśleć i
po co? Jak boli mnie głowa, to biorę tabletkę i po sprawie. Jeśli
jestem głodny idę po hamburgera i po kłopocie. I ja tak myślałem
do czasu, kiedy wszystko zaczęło obracać się o 180 stopni.
Oznaczało to, że pewien okres mojego krótkiego życia odchodzi
bezpowrotnie i na zawsze. Że nie wróci już w takiej samej formie
nigdy. I o tym chcę napisać.O prawdziwych zdarzeniach, jakie mnie i
nie tylko mnie spotkały. Jaki wpływ miało otaczające mnie
środowisko i przejście młodego chłopaka z komunizmu do
raczkującej demokracji . Co się wydarzyło w moim życiu po upadku
muru berlińskiego. Jakie były dzieci pogranicza tamtego okresu i
jak to wygląda po dziś dzień. Jakie były ich pragnienia, problemy
i perspektywy. Postaram się to opowiedzieć wam w miarę dokładnie,
bo jednym z tych dzieci byłem właśnie ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz