środa, 8 stycznia 2014

Smaki Tokio.

Po jednym z kolejnych „najazdów” blisko domu musieliśmy się ulotnić na parę dni, bo psiarni nasze numery zaczęły wychodzić bokiem. W dalszym ciągu nie mieli nic, ani nikogo, kto mógłby im uprzejmie donieść o tym, kto jest tak zuchwały i przebiegły zarazem. Byliśmy również hermetyczni jak oni i jakuza. I tylko to pozwalało nam oddychać spokojnie i nie martwić się, że któryś zacznie kłapać dziobem. Z każdej strony zaczęli przychodzić poszkodowani z tymi samymi problemami. Włamanie, złotnik, ogromne straty i jedna technika. Oczywiście mogę jedynie się domyślić, co psiarnia miała na swoim łbie, bo każda policja to policja i to bez różnicy w jakim kraju, czy kontynencie. A tu ciągle nic.

czwartek, 5 grudnia 2013

Planowanie skoku.


Po tygodniu przyjechał do nas Ali by porozmawiać o moim pierwszym, a ich kolejnym włamaniu. Jego zadaniem było wyszukiwanie dogodnie ulokowanych sklepów, nasza – jak to obrobić, w jak najlepszy i przede wszystkim niezauważalny sposób. Wspólas zdążył mi do tego czasu już opowiedzieć parę numerów, które wcześniej we dwoje zrobili, ale to były małe, nieistotne wejścia do sklepów elektronicznych, z których brali laptopy, plazmy (które w Polsce kosztowały fortunę) oraz kamery. Ale żeby zrobić coś poważniejszego i aby było tego dużo, musiało nas być przynajmniej trzech. I po to tam pojechałem. Siedzieliśmy w naszym pokoiku słuchając z uwagą tego, co ma Ali do powiedzenia. Rysował na kartce dokładnie położenie sklepu, wejścia i drogi wyjazdowe. Do tego gdzie będzie stał samochód i którędy będziemy uciekać.

czwartek, 24 października 2013

Poznawanie środowiska


Kolejnego ranka nie mogłem się doczekać, spaceru po mieście oraz zobaczenia, czego tylko się dało. Wszystko wydawało się takie inne i nowe. Nie sądziłem, że miasta japońskie są tak wybetonowane. Wszędzie wszystko jest zrobione tzn. nie ma takich odłogów w miastach jak to ma się na przykład w Szczecinie. Do tego wszechobecne maszyny do wszystkiego od coli, kawy, biletów, wymiany pieniędzy…maszyny są tam wszędzie i to różnego rodzaju, kształtu i kolorystyki.

środa, 9 października 2013

Z Polski do Japonii.

27.03.2002 r.


I tak po wielu latach spędzonych na jumce w Niemczech, nie ominęło mnie również prawo karne mojej ojczyzny – Polski. Nie będę tu się rozwijał nad tym, gdyż jest to materiał, co najmniej na kolejną książkę. A nie chcę na razie tego robić, gdyż po pierwsze, wielu moich kolegów już tam była, a po wtóre, kolejna partia prędzej czy później trafi, więc sami sobie zobaczą jak tam jest. Choć to już nie to samo, co było kiedyś. Wszystko się zmienia i my też próbowaliśmy się wówczas zmieniać, rozwijać. Niestety nie poszło to w kierunku pracy na etacie i pielęgnowaniu gniazdka rodzinnego. Poszło tak daleko w drugą stronę, że to, co piszę, to tylko znów chyba moja chora psychika wymyśla kolejny rozdział mojego twórczego (czyt. jumackiego) życia. Od tamtego czasu minęło sześć lat. W więzieniu to szmat czasu, na wolności zaś krótki kawałek. Ta książka, jeśli mam prawo tak o tym materiale mówić, będzie o dwóch Polakach na końcu świata, czyli o polskiej jumie w Japonii.

wtorek, 8 października 2013

Polscy Jumacze w Japonii - czyli azjatycka przygoda jumaczy.




Polscy jumacze w Kraju Kwitnącej Wiśni – włamania do jubilerów, jakuza oraz więzienia Japonii, czyli – kolejny krok zwany „Jumą”.

Fu – Czu Tokio

                                                                         
                                                                                                      Phil   Robert’s

                                                                                                 


Wstęp część II

Rozdział I

Lehnitz koło Berlina – 18.07.2012 r.

Siedzę tym razem na łóżku, eleganckim łóżku, w przyzwoitym wynajętym pokoju w pod berlińskim miasteczku. Nie nachodzi mnie ochota do zabrania się za opisanie kolejnego rozdziału mojego jumackiego życia. Nie chce mi się, ale wewnętrznie czuję, że muszę to zrobić. Czas ucieka i powoli to, co miało miejsce w Japonii rozmywa się. A muszę wspomnieć, że jumka w Niemczech była przedsionkiem tego, co wyprawialiśmy w Japonii. Niewinnymi wybrykami, które, jakby nie mogły zmienić psychicznie człowieka. W tamtym czasie myślałem, że już nic gorszego nie może mi się w życiu przytrafić. Że wynoszenie drobnych rzeczy ze sklepu, to szczyt adrenaliny i napięcia. Że to, co pokazują w amerykańskich filmach o napadach nigdy mi się nie przytrafi. Przecież ktoś kiedyś powiedział, że film to kłamstwo. A jednak…

środa, 29 maja 2013

Zakończenie... i początek zarazem.

Najlepsze historie napisane, czy sfilmowane, moim zdaniem oczywiście, to te, oparte na prawdziwych wydarzeniach. Nie wymyślone, choć i one potrafią zatrzymywać dech w piersiach. Utwierdzające nas w przekonaniach i prawdzie. Pokazujące życie takim, jakie ono rzeczywiście było, bez dodatkowych ubarwień, które tak wielu czytelników pragnie, by nie powiedzieć żąda. Dlatego uważam, że to, co każdy z nas przeżył do tej pory z osobna, jest poniekąd każdego osobistą, nieopisana książką. Ciekawą lub ciekawszą. Oczywiście prawda leży zawsze gdzieś pośrodku, choć ja i tak będę obstawał przy swoim. Decyzję o przeczytaniu kawałka mojego prawdziwego życia pozostawiam Tobie drogi czytelniku.


Pozdrawiam
Phil Robert’s
22.08.2008 / 29.05.2013