wtorek, 23 kwietnia 2013

Wstąpienie Polski do UE i powrót do jumy.



Ze wszystkich biznesów  jakie zakładałem, żaden nie dał mi tyle pieniędzy i satysfakcji co juma. Wiem, że się powtarzam, ale gdy nie znajdę czegoś lepszego, to zawsze będę o tym wspominał. Ruszmy jednak dalej. Zacząłem stawać się „porządnym człowiekiem” lub jak kto woli biznesmenem. Wszedłem w interes i dopiero wtedy zobaczyłem jakie to jest ciężkie w Polsce. Długo pracowałem dziennie i nic z tego praktycznie nie miałem. Starałem się nie myśleć o jumie, a o wyjeździe na zachód nie chciałem słyszeć. Z biegiem czasu moja osoba stawała w witrynie krajowego biznesu i patrzyła na zachodnią stronę z tęsknotą. Zatrzymywałem się w bezruchu i tak stojąc miałem wizję bycia na jumie. Niewidzialny narkotyk potrzebujący ciągłego ruchu, adrenaliny i wyzwań, nie zapominając o profitach. Ale po ostatniej wpadce i odsiadce (kilka lat wcześniej), sąd niemiecki zawieszając mi karę 6 miesięcy na 2 lata wyraźnie powiedział, że puszczają mnie wcześniej, ale w razie ponownego wjazdu będę musiał odsiedzieć te 6 miesięcy do końca. Po tylu latach „leżenia” od razu zgodziłem się na to. Myślałem, że to już właściwy  moment, aby zabrać się za pracę lub biznes w kraju i dać sobie z jumką święty spokój raz na zawsze. Nie chciałem już mieć z Niemcami nic wspólnego.

środa, 10 kwietnia 2013

Geneza stylów wynoszenia towaru ze sklepu.

Juma wchodziła w nowy etap. Można byłoby ją sklasyfikować na jumę wiosenną i zimową. Dlaczego? Już mówię, a to dlatego, że zimą wszystko można było schować za przysłowiową „pazuchę”. Zaś latem nikt nie nosi kurtek, w które można byłoby cokolwiek schować, więc musieliśmy wymyślić jakiś inny sposób. Nie było to łatwe, bo ciężko wynaleźć coś z dnia na dzień i wprowadzić to z sukcesem w życie. Muszę tu nadmienić, że nie mieliśmy jeszcze technicznych sposobów na sprawdzenie danego patentu. Musieliśmy podsłuchać innych jumaczy lub liczyć na, jumacki instynkt, sprawdzając to na własnej skórze. Dziś mam paru kolegów, co maja sklepy podobne do tych na zachodzie i jeśli chcę, to mogę sprawdzać wybrany sposób do woli. Na początku jumackim pomysłom nie było końca. Wszystkich nie opiszę, a tych najnowszych na pewno nie

wtorek, 2 kwietnia 2013

Lewe dokumenty, "legalny biznes", Amway.

Na wstępie tego rozdziału należałoby wspomnieć, że łapano mnie wiele razy i to za różnego rodzaju wykroczenia. Za lewe dokumenty, za przemyt papierosów, ale zawsze udawało mi się wychodzić obronną ręką. Dość dziwne jest to, że zawsze przy drugiej wpadce z tego samego artykułu idzie się zwykle „pierdzieć do puchy”. Ja jakimś cudem miałem trzy razy wpadkę na lewych dokumentach na granicy i trzy razy dostawałem karę w zawieszeniu. Może dlatego, że byłem młody, chodziłem do szkoły, a te artykuły nie miały dużej szkodliwości społecznej? Najlepsze z tego było to, że ostatnie wezwanie przyszło do mnie po 4,9 latach, a ten paragraf po pięciu latach ulegał przedawnieniu. Trudno – pomyślałem sobie - tylko, że tym razem mogło nie być już tak wesoło.

wtorek, 19 marca 2013

Dragi, a juma.

Sięgając pamięcią wstecz mam obraz, jak wyruszaliśmy pierwszy razy na jumę, na której nie było mowy o żadnych narkotykach. One pojawiły się potem, wraz z polepszeniem się sytuacji materialnej. Wychowując się w upadającej komunie nikt nigdy nie wspominał o narkotykach. Nie były one tak powszechnie znane jak to ma miejsce dzisiaj. Oczywiście zjawisko "ćpania" było, lecz była to forma klejów i ostrej jazdy z kompotem makowym (odwołam się tu do filmu -„skazany na bluesa”). Często widziałem starszych kolegów jak "ćpali" klej i mieli taką "jazdę" po tym, że szczerze powiedziawszy bałem się nawet tego spróbować. Po kleju mieli straszny odjazd, nie wiedzieli praktycznie gdzie są, śmierdząc przy tym okropnie.

środa, 13 marca 2013

Pierwsze "sanki" - prawdziwe więzienie.




         I tak przepełnieni pozornym szczęściem żyliśmy z dnia na dzień, nie martwiąc się co przyniesie jutro. Nie interesował nas wyraz „przyszłość”. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia można było zainwestować tyle pieniędzy, że dziś człowiek nie musiałby się martwić o ich brak. Potocznie mówiąc „stałby jak górnik”. Dziś jest niestety inaczej.

poniedziałek, 11 marca 2013

Początek długiej drogi.




A zaczęło się tak. Jak już wspominałem mieszkaliśmy w dziesięciopiętrowym bloku. Była tam nas niezła ekipa. Około 20 -stu chłopaków w wieku 13 - 25 lat. Nie odróżnialiśmy się niczym jeden od drugiego. Praktycznie ta sama szkoła, jedynie rożne klasy. Ale w całej tej szarości dni tamtych czasów jedna rodzina zasługiwała na moją uwagę. Była to na pozór zwykła rodzina, a jedyną różnicą było to, że mieli czwórkę dzieci. Samych chłopaków, których bardzo lubiłem. Jedynie, czym się różniliśmy to tym, że mieli ojca, a ja nie.

środa, 6 marca 2013

Rodzina, szkoła i środowisko.


          Urodziłem się w małym przygranicznym miasteczku oddalonym o 3 km od niemieckiej granicy. Wychowywałem się częściowo w domu rodzinnym, częściowo u dziadków mieszkających w tym samym miasteczku. Powodem tego było to, że wychowywaliśmy się bez ojca. Dlatego częściowo tu i tam. Aby wychować dwójkę dorastających chłopców, matka musiała podjąć lepszo płatną pracę w niedalekim zakładzie chemicznym. O którym było głośno swego czasu przez palenie haszyszu, który oczywiście się cały nie spalił. Ale o tym opowiem w kolejnych rozdziałach.