Ze wszystkich
biznesów jakie zakładałem, żaden nie dał
mi tyle pieniędzy i satysfakcji co juma. Wiem, że się powtarzam, ale gdy nie znajdę czegoś lepszego, to zawsze będę o tym wspominał. Ruszmy jednak dalej. Zacząłem
stawać się „porządnym człowiekiem”
lub jak kto woli biznesmenem. Wszedłem w interes i dopiero wtedy zobaczyłem
jakie to jest ciężkie w Polsce. Długo pracowałem dziennie i nic z tego
praktycznie nie miałem. Starałem się nie myśleć o jumie, a o wyjeździe na
zachód nie chciałem słyszeć. Z biegiem czasu moja osoba stawała w witrynie
krajowego biznesu i patrzyła na zachodnią stronę z tęsknotą. Zatrzymywałem się
w bezruchu i tak stojąc miałem wizję bycia na jumie. Niewidzialny narkotyk
potrzebujący ciągłego ruchu, adrenaliny i wyzwań, nie zapominając o profitach.
Ale po ostatniej wpadce i odsiadce (kilka lat wcześniej), sąd niemiecki zawieszając
mi karę 6 miesięcy na 2 lata wyraźnie powiedział, że puszczają mnie wcześniej,
ale w razie ponownego wjazdu będę musiał odsiedzieć te 6 miesięcy do końca. Po
tylu latach „leżenia” od razu zgodziłem
się na to. Myślałem, że to już właściwy moment, aby zabrać się za pracę lub biznes w
kraju i dać sobie z jumką święty spokój raz na zawsze. Nie chciałem już mieć
z Niemcami nic wspólnego.
wtorek, 23 kwietnia 2013
środa, 10 kwietnia 2013
Geneza stylów wynoszenia towaru ze sklepu.
Juma wchodziła w nowy etap. Można
byłoby ją sklasyfikować na jumę wiosenną i zimową.
Dlaczego? Już mówię, a to dlatego, że zimą wszystko można było
schować za przysłowiową „pazuchę”. Zaś latem nikt nie nosi
kurtek, w które można byłoby cokolwiek schować, więc musieliśmy
wymyślić jakiś inny sposób. Nie było to łatwe, bo ciężko
wynaleźć coś z dnia na dzień i wprowadzić to z sukcesem w życie.
Muszę tu nadmienić, że nie mieliśmy jeszcze technicznych sposobów
na sprawdzenie danego patentu. Musieliśmy podsłuchać innych
jumaczy lub liczyć na, jumacki instynkt, sprawdzając to na
własnej skórze. Dziś mam paru kolegów, co maja sklepy podobne do
tych na zachodzie i jeśli chcę, to mogę sprawdzać wybrany sposób
do woli. Na początku jumackim pomysłom nie było końca. Wszystkich nie opiszę, a tych najnowszych na pewno nie
wtorek, 2 kwietnia 2013
Lewe dokumenty, "legalny biznes", Amway.
Na wstępie tego rozdziału należałoby wspomnieć, że łapano
mnie wiele razy i to za różnego rodzaju wykroczenia. Za lewe
dokumenty, za przemyt papierosów, ale zawsze udawało mi się
wychodzić obronną ręką. Dość dziwne jest to, że zawsze przy
drugiej wpadce z tego samego artykułu idzie się zwykle
„pierdzieć do puchy”. Ja jakimś cudem miałem
trzy razy wpadkę na lewych dokumentach na granicy i trzy razy
dostawałem karę w zawieszeniu. Może dlatego, że byłem młody,
chodziłem do szkoły, a te artykuły nie miały dużej szkodliwości
społecznej? Najlepsze z tego było to, że ostatnie wezwanie
przyszło do mnie po 4,9 latach, a ten paragraf po pięciu latach
ulegał przedawnieniu. Trudno – pomyślałem sobie - tylko, że tym
razem mogło nie być już tak wesoło.
wtorek, 19 marca 2013
Dragi, a juma.
Sięgając pamięcią wstecz mam
obraz, jak wyruszaliśmy pierwszy razy na jumę, na której nie było
mowy o żadnych narkotykach. One pojawiły się potem, wraz z
polepszeniem się sytuacji materialnej. Wychowując się w upadającej
komunie nikt nigdy nie wspominał o narkotykach. Nie były one tak
powszechnie znane jak to ma miejsce dzisiaj. Oczywiście zjawisko
"ćpania" było, lecz była to forma klejów i ostrej jazdy
z kompotem makowym (odwołam się tu do filmu -„skazany na
bluesa”). Często widziałem starszych kolegów jak "ćpali"
klej i mieli taką "jazdę" po tym, że szczerze
powiedziawszy bałem się nawet tego spróbować. Po kleju mieli
straszny odjazd, nie wiedzieli praktycznie gdzie są, śmierdząc
przy tym okropnie.
środa, 13 marca 2013
Pierwsze "sanki" - prawdziwe więzienie.
I tak przepełnieni pozornym szczęściem żyliśmy z dnia na dzień, nie martwiąc się co przyniesie jutro. Nie interesował nas wyraz „przyszłość”. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia można było zainwestować tyle pieniędzy, że dziś człowiek nie musiałby się martwić o ich brak. Potocznie mówiąc „stałby jak górnik”. Dziś jest niestety inaczej.
poniedziałek, 11 marca 2013
Początek długiej drogi.
A zaczęło się tak. Jak już wspominałem mieszkaliśmy w dziesięciopiętrowym bloku. Była tam nas niezła ekipa. Około 20 -stu chłopaków w wieku 13 - 25 lat. Nie odróżnialiśmy się niczym jeden od drugiego. Praktycznie ta sama szkoła, jedynie rożne klasy. Ale w całej tej szarości dni tamtych czasów jedna rodzina zasługiwała na moją uwagę. Była to na pozór zwykła rodzina, a jedyną różnicą było to, że mieli czwórkę dzieci. Samych chłopaków, których bardzo lubiłem. Jedynie, czym się różniliśmy to tym, że mieli ojca, a ja nie.
środa, 6 marca 2013
Rodzina, szkoła i środowisko.
Urodziłem się w małym
przygranicznym miasteczku oddalonym o 3 km od niemieckiej granicy.
Wychowywałem się częściowo w domu rodzinnym, częściowo u
dziadków mieszkających w tym samym miasteczku. Powodem tego było
to, że wychowywaliśmy się bez ojca. Dlatego częściowo tu i tam.
Aby wychować dwójkę dorastających chłopców, matka musiała
podjąć lepszo płatną pracę w niedalekim zakładzie chemicznym. O
którym było głośno swego czasu przez palenie haszyszu,
który oczywiście się cały nie spalił. Ale o tym opowiem w
kolejnych rozdziałach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)