wtorek, 19 marca 2013

Dragi, a juma.

Sięgając pamięcią wstecz mam obraz, jak wyruszaliśmy pierwszy razy na jumę, na której nie było mowy o żadnych narkotykach. One pojawiły się potem, wraz z polepszeniem się sytuacji materialnej. Wychowując się w upadającej komunie nikt nigdy nie wspominał o narkotykach. Nie były one tak powszechnie znane jak to ma miejsce dzisiaj. Oczywiście zjawisko "ćpania" było, lecz była to forma klejów i ostrej jazdy z kompotem makowym (odwołam się tu do filmu -„skazany na bluesa”). Często widziałem starszych kolegów jak "ćpali" klej i mieli taką "jazdę" po tym, że szczerze powiedziawszy bałem się nawet tego spróbować. Po kleju mieli straszny odjazd, nie wiedzieli praktycznie gdzie są, śmierdząc przy tym okropnie.

środa, 13 marca 2013

Pierwsze "sanki" - prawdziwe więzienie.




         I tak przepełnieni pozornym szczęściem żyliśmy z dnia na dzień, nie martwiąc się co przyniesie jutro. Nie interesował nas wyraz „przyszłość”. Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia można było zainwestować tyle pieniędzy, że dziś człowiek nie musiałby się martwić o ich brak. Potocznie mówiąc „stałby jak górnik”. Dziś jest niestety inaczej.

poniedziałek, 11 marca 2013

Początek długiej drogi.




A zaczęło się tak. Jak już wspominałem mieszkaliśmy w dziesięciopiętrowym bloku. Była tam nas niezła ekipa. Około 20 -stu chłopaków w wieku 13 - 25 lat. Nie odróżnialiśmy się niczym jeden od drugiego. Praktycznie ta sama szkoła, jedynie rożne klasy. Ale w całej tej szarości dni tamtych czasów jedna rodzina zasługiwała na moją uwagę. Była to na pozór zwykła rodzina, a jedyną różnicą było to, że mieli czwórkę dzieci. Samych chłopaków, których bardzo lubiłem. Jedynie, czym się różniliśmy to tym, że mieli ojca, a ja nie.

środa, 6 marca 2013

Rodzina, szkoła i środowisko.


          Urodziłem się w małym przygranicznym miasteczku oddalonym o 3 km od niemieckiej granicy. Wychowywałem się częściowo w domu rodzinnym, częściowo u dziadków mieszkających w tym samym miasteczku. Powodem tego było to, że wychowywaliśmy się bez ojca. Dlatego częściowo tu i tam. Aby wychować dwójkę dorastających chłopców, matka musiała podjąć lepszo płatną pracę w niedalekim zakładzie chemicznym. O którym było głośno swego czasu przez palenie haszyszu, który oczywiście się cały nie spalił. Ale o tym opowiem w kolejnych rozdziałach.

poniedziałek, 4 marca 2013

Charakterystyka kukacza, kukmena - czyli detektywa sklepowego.






          Jak to w życiu bywa, musi być równowaga w przyrodzie. Tak i w tym przypadku, jeśli jest jumacz, to musi być jego druga strona, czyli „kukmen” -  czyt. detektyw sklepowy. Wyraz kukmen został wymyślony od niemieckiego słowa „gucken” (czyt. kuken) – spoglądać. Zaś druga część „men” – został dodany, aby wskazywał osobę. Czyli kukmen to nic innego jak osoba rozglądająca się po sklepie, pilnująca czegoś, ochrona. Można ich obecnie spotkać w wielu sklepach, nawet w małych miejscowościach, choć w czasach 90 - tych w Polsce ich nie było, tylko na zachodzie Europy. No bo i po co w Polsce, jeśli towaru było jak na lekarstwo, a ocet mógł pilnować się sam. Dziś to zjawisko dotarło na nasze tereny wraz z budową ogromnych centrów handlowych i przyjściem obcego kapitału. Mówię tu o sieciach sklepowych,w których rozrasta się drobna jumka.

wtorek, 26 lutego 2013

Charakterystyka - Juma, jumacz

Kto to jest jumacz, co to jest juma i w jaki sposób można było go rozpoznać. Dzisiaj niestety ciężko, z tego względu, że najwięcej kradną ci, co mają najwięcej w portfelu i są dobrze ubrani – cokolwiek ma to znaczyć, jednak bez generalizowania kogokolwiek. Sam wyraz juma znaczy kradzież, zaś jumakiem nazywano po prostu złodzieja.

środa, 20 lutego 2013

Wstęp



         

                            Zandvoort (Holandia) 2008r. - Dzień po święcie kobiet.

                           Leżę w łóżku, w wynajętym, obskurnym pokoju, myśląc, co tu dalej ze
                   sobą zrobić. Wreszcie nachodzi mnie ochota, by sięgnąć po długopis i zacząć
opisywać rzeczy niesamowite, które przez chwile wydają się snem, a nie są.
Chciałem to napisać już jakiś czas temu i nie mam bladego pojęcia, dlaczego
tego nie uczyniłem, choć miałem aż nadto wolnego czasu, by to spokojnie
zrobić. Nie wiem i nie to jest tu najważniejsze. Wracam myślami wstecz i zastanawiam się jak pogodzić miniony czas z tym, co od roku wykonuje.
Aż dziw bierze, że pracuje, porostu pracuje w tradycyjny sposób. Nie mniej ni więcej oznacza to wczesne, ranne wstawanie, długą jazdę do pracy, w której spędzam średnio dziewięć godzin, powrót i...wewnętrzną pustkę. Pracuję, bo muszę coś robić, aby utrzymać rodzinę, lecz gdzieś moja dusza podświadomie mówi mi, że to nie to czego szukam. Pytanie nasuwa się samo:
        Czego więc szukam? Gdzie chcę dojść? Co osiągnąć?